czwartek, 20 czerwca 2019

Rozdział VI „Niezgoda i jedność”

I
Ogarniała ją wściekłość. Kiedy do niej zadzwoniono, by przyjechała na komendę, myślała, że trafi ją jasny szlag. Kiedy komendant powiedział jej, że Arno pod wpływem alkoholu pobił człowieka, który ze złamanym nosem, wykręconą ręką i wieloma siniakami wylądował w szpitalu, myślała, że do niego pójdzie i sama go pobije do tego stopnia, że nie będzie mógł się ruszyć. Powstrzymała się jednak i wyklinając go w myślach, odebrała go z aresztu. 
Drogę do samochodu przebyli w ciszy. Arno wiedział, że Alex nie chce rozmawiać. Widział to w jej oczach, kiedy na chwilę nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Widział także, że była zawiedziona. I nie mógł jej się dziwić. Nie żałował jednak, że to zrobił. Był zdania, że jak najbardziej mężczyźnie, którego pobił, należało się uderzenie prosto w twarz. „Może go to czegoś nauczyło”, pomyślał smętnie. 
Wsiedli do auta. W ciszy Alex odpaliła silnik i ruszyła. Nawet wtedy się do siebie nie odzywali. Nie leciała muzyka, było słychać tylko pracę silnika. Kiedy spojrzał na nią, zobaczył, że po jej twarzy spływają łzy. Nie wiedział, czy były to łzy zawiedzenia, złości, czy może rozpaczy. A może wszystkiego na raz. Wiedział, że kiedy przeżywała silne emocje, to płakała. I teraz był tego moment. Wszystko złożył na jej barki; jego żałobę, problemy, samego siebie. 
Westchnął głośno. Pamiętał swój gniew, gdy zobaczył wysokiego, szczupłego bruneta w okularach, który przystawiał się do jednej z młodych dziewczyn, które siedziały przy barze. Rozbite kłykcie skutecznie mu to przypominały. 
Alex zatrzymała się na czerwonym świetle. Dookoła na drodze było pusto. Widział, jak ociera łzy z policzków i jak stara się je zatrzymać. Lecz one wciąż spływały po jej twarzy, na której nie było nawet grama makijażu. Widział drobne blizny po trądziku, wyraźne piegi, zaróżowioną skórę. Czerwone od łez oczy. Czuł się coraz bardziej winny za to, że płakała. Bo robiła to przez niego. Znowu.
— Przepraszam — szepnął w końcu.
— Nie, Arno — powiedziała i skrzywiła się, gdy ton jej głosu zabrzmiał trochę bardziej karcąco, niż chciała. Ale nie mogła nic na to poradzić; balansowała na krawędzi między opieprzeniem go z góry na dół, a rozpieszczaniem go i mówieniem, że nic się nie stało. — Pobiłeś człowieka! 
— Nic mu nie jest. 
— Cholera, rozwaliłeś mu nos i wykręciłeś rękę! Wylądował w szpitalu! Nadal uważasz, że nic mu nie jest? 
— Należało mu się. 
W jego głowie zabrzmiały wszystkie obelgi, które oczerniały Alex; każde wyzwanie jej od najgorszych. Nie mógł pozwolić, by ktoś obrażał w taki czy inny sposób jego Alex. Jego najdroższą przyjaciółkę. Osobę, którą kochał jak siostrę, osobę, która jako jedyna mu pomogła, gdy tego potrzebował. Jedyną osobę, której nie znudziło się opiekowanie nim dlatego, że nie widziała poprawy… Jedyną osobę, która w pewien sposób potrafiła mu pomóc.
Zacisnął zęby i powieki. 
— Co ci ten człowiek takiego zrobił, że musiałeś go zacząć bić? 
— Słowa nie pomagały to przeszedłem do bicia. 
— Pytam się, co ci ten człowiek takiego zrobił, że musiałeś go pobić?! 
Dawno nie słyszał tak wściekłego tonu ze strony Alex. Nienawidził, gdy krzyczała; zawsze go to przerażało. Gdy była wściekła, jej głos się obniżał. Lubił to określać z Élise jako „głos z piekieł”. Gdy była wściekła, wychodził z niej najprawdziwszy na świecie demon, który potrafił przestraszyć nawet Sebastiana. 
— Czyli masz zamiar milczeć, tak? 
Nie odpowiedział. 
— Super. Po prostu świetnie.
Mimowolnie po jego policzku spłynęły łzy, kiedy odwrócił wzrok na szybę. 
— Przepraszam... ma chérie.
Zacisnęła ręce na kierownicy. Jej kłykcie od siły, z jaką zaciskała koło, zrobiły się białe jak wosk. 
— Przeprosisz mnie, gdy będziesz trzeźwy. 
Jej głos odrobinę złagodniał, ale bez problemu mógł w nim usłyszeć nutę złości i tonę zawiedzenia, rozczarowania jego postawą. Nie dziwił się; sam sobą był rozczarowany, że to właśnie Angusowi Bumby'emu udało się go wytrącić z równowagi. Że się upił. Że pozwolił, by gnojek rozkołysał jego złość do tego stopnia, że mu przyłożył. 
— Powinnaś mnie w ogóle nie odnaleźć tamtej nocy — szepnął. — Powinnaś pozwolić mi skoczyć. 
Zatrzymała się na parkingu pod kamienicą i ze złością zaczęła uderzać pięściami w jego ramię.
— Jak śmiesz?! — wrzasnęła. — Jesteśmy przyjaciółmi! Kocham cię, do kurwy nędzy! Nie przeżyłabym, gdybym się dowiedziała, że popełniłeś samobójstwo, a ja nie mogłam ci pomóc. Rozumiesz, kurwa, czy dłużej mam ci to udowadniać?! Jako jedyna cię nie opuściłam, nawet jeśli byłam zmęczona twoim wiecznym opłakiwaniem Élise i piciem! Mogłam cię zostawić na pastwę losu, skupić się na Aloisie i Léonie, na tym, by dokończyć projekt, a zamiast tego głaskałam cię po główce, opuszczałam spotkania, przyjeżdżałam do ciebie, byś nie był sam, załatwiłam ci pomoc u psychologa, do którego ludzie pchają się jak na koncert Beatlesów, a ty mi mówisz, że powinnam była pozwolić ci się zabić?! Doceniasz to, co dla ciebie zrobiłam, czy uważasz mnie za ciężar, bo przez moją obecność nie możesz pić do nieprzytomności, planując kolejną próbę samobójczą?! 
Milczał, patrząc na rozsierdzoną kobietę. Jej twarz była zalana łzami, a czerwone, napuchnięte oczy były zamglone złością, bólem i zawiedzeniem.
— Jeżeli chcesz, bym cię zostawiła, to mi to powiedz. Wysiądziesz i już nigdy się nie spotkamy. 
— Nie! — krzyknął, zasłaniając twarz dłońmi i garbiąc się z bezsilności. — Nie! Nie! Nie! Nie chcę. Chcę być znów potrzebny, chcę, by ktoś okazywał mi miłość… Nie chcę być już sam. Byłem sam tak długo. Nie chcę, byś mnie opuszczała. — Łkał. — Nie chcę stracić jedynej osoby, której na mnie zależy. 
— Wysiadaj. Prześpisz się, po południu o tym porozmawiamy.
Zgasiła silnik i wysiadła z samochodu. Arno wysiadł zaraz potem, a Alex zamknęła drzwi. Kiedy dostali się do mieszkania Arna, Alex pomogła mu się przebrać, opatrzyć rozwalone kłykcie i do szklanego dzbanka nalała mu zimną wodę oraz postawiła mały słoiczek z pigułką z lekiem przeciwbólowym na szafce nocnej. Usiadła na krześle, które postawiła przy szafce nocnej, by mieć na niego oko. Wiedziała, że dopóki nie zaśnie, będzie musiała zostać. 
Trzymał jej dłoń, jakby nie wierząc, że ona wciąż przy nim jest. 
— Dlaczego mnie nie opuściłaś? — wymamrotał, starając się zatrzymać łzy. — Wszyscy inni odeszli. Dlaczego ty przy mnie trwasz? Przy beznadziejnym, okropnym człowieku, który nie potrafi docenić tego, jak bardzo starasz się mu pomóc?
— Bo jesteś moim przyjacielem i cię kocham. I idź spać, bo zaczynasz majaczyć. Byłam zła. Bardzo zła. Ale już mi przeszło. Nie jesteś beznadziejny, nie jesteś okropny. Najbardziej docenisz moje starania, gdy twój stan się poprawi. Ale naprawdę poprawi, a nie tylko dlatego, że powiedziałam, że tak docenisz to, co robię. To musi przyjść z czasem.
— Kocham cię — wyszeptał, zamykając oczy.
— Ja ciebie też, głupku. — Westchnęła ciężko, patrząc, jak zasypia. — Ja ciebie też. 

II
Był jej tak niesamowicie wdzięczny, że w nocy znalazła tabletki przeciwbólowe i jedną z nich zostawiła mu na szafce. Zaoszczędził kilka minut na szukaniu ich i skrócił czas trwania niesamowitego bólu głowy. Zaoszczędzony czas wykorzystał na wyprasowanie koszuli i garnituru. Musiał ją przeprosić. Ale chciał ją odrobinę zaskoczyć. Raczej nie spodziewała się go w swoim biurze z bukietem kwiatów, jej ulubionymi makaronikami i z zaproszeniem na obiad. A w szczególności po tak wyczerpującej nocy. 
Zapiął guzik garnituru i z westchnieniem wszedł do środka studia. Kiedy podszedł do recepcjonistki i się przedstawił, wiedziała, że to on dzwonił pół godziny wcześniej i podała mu zapasowy klucz do biura Alex. Kiedy zmierzał do biura, przechodził obok sali konferencyjnej. Kiedy zobaczył ją, gdy stała tyłem do drzwi, poczuł się zdenerwowany. „Cholera, a jeżeli tak naprawdę nie chce mnie widzieć?”, pomyślał, lecz kiedy akurat się odwracała, udało mu się przemknąć i dostać do biura. Na biurku zobaczył znajome zdjęcie. On, Alex i Élise przytuleni do siebie na osiemnastce jej brata. Miesiąc przed jej wyjazdem. Wtedy przekonał się, jak naprawdę może wyglądać szczęście. Miał przy sobie swoją najlepszą przyjaciółkę, przez pewien czas ukrytą sympatię, i ukochaną dziewczynę. Miał… przyjaciół? Czy tak mógł ich określić? Opuścili go, gdy potrzebował pomocy, gdy każda jego cząstka błagała o zbawienie i oddzielenie jej od bólu. Została tylko ona. 
Spojrzał na zaszklone drzwi. Wszyscy zaczęli wychodzić, by kontynuować pracę. Alex zapewne zaraz wejdzie. Spojrzał na bukiet frezji, jaśminu i piwonii. Miał nadzieję, że jej się spodoba. Potem na pudełko makaroników. Modlił się, by były smaczne tak jak zwykle. Miał nadzieję, że nie wyglądał jak chodzące zombie. „Czym ja się denerwuję?”, pomyślał, a wtedy zobaczył, jak Alex staje w otwartych drzwiach z szokiem na twarzy. Uśmiechnął się do niej, a ona podeszła do niego.
— Z jakiej to okazji? — spytała, wskazując na niego dłonią. Zbliżył się do niej.
— Ja… chciałbym cię przeprosić. Za tę noc, za to, co powiedziałem, ja… byłem pijany. Nie wiedziałem, co mówię. Miałaś prawo się na mnie zdenerwować. Wierz mi, naprawdę doceniam to, co dla mnie robisz. Że się mną opiekujesz, że dajesz mi wsparcie. Jeżeli tego nie okazuję, to przepraszam, ale naprawdę jestem ci wdzięczny, że wciąż przy mnie jesteś. Chciałbym, żebyś wiedziała, że to, że przy mnie jesteś, daje mi siłę. Że ty, Alois i Léon jesteście prawdziwym zbawieniem, na które nie zasługuję, bo…
Zamiast dać mu dokończyć, po prostu objęła go, chichocząc cicho.
— Nie musiałeś, głupolu — oznajmiła. — Ale doceniam, że tak się postarałeś. Naprawdę, wystarczyłyby makaroniki — odparła, odchylając głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. 
— Czyli nie jesteś zła, obrażona, wściekła, czy cokolwiek innego?
— Nie. Nie jestem. Byłam zaraz po tym, co usłyszałam, ale mi przeszło. 
Arno złożył krótki pocałunek na jej czole.
— Przecież wiesz, że jestem łatwa. Tobie nie mogę się oprzeć. — Zaśmiała się cicho.
— Czyli poszłabyś teraz ze mną na mały, przeprosinowy obiad?
— Właściwie zebranie skończone, projekty sprawdzone, jestem głodna. Tak, możemy iść. 
Prychnął, podając jej kwiaty i przepuszczając przodem. 
— A, i jeszcze jedno. — Odwróciła się do niego. — Nigdy więcej nie przychodź tutaj tak ubrany, bo mi pracownice pomdleją. 
— Czyli podniecam twoje podwładne? — spytał z bezczelnym uśmieszkiem.
— Tak, sprzątaczki również. Jak przechodziłam, to tylko słyszałam o mężczyźnie, któremu dałyby nawet na jeżu. Zastanawiałam się, jaki serial znów obejrzały, że tak im się jakiś aktor spodobał. Nie spodziewałam się, że mowa o tobie. 
Zdusił śmiech i objął ją wolnym ramieniem. Tak bardzo mu brakowało tych docinek.
— W takim razie następnym razem przyjdę w starym dresie. 
— Albo z obrączką. 
— Z wygrawerowanym „Aleksandra Dorian”. — Przedstawił w powietrzu.
— I małym druczkiem „Najlepsza przyjaciółka w całym wszechświecie”. 
— Ogłaszam was najlepszym przyjacielem i najlepszą przyjaciółką. Możesz wziąć na barana swoją przyjaciółkę — zażartował.
— O tak! Jak nie znajdziemy sobie nikogo, to weźmiemy taki ślub. 
— Oboje w garniturach, czy w sukienkach? — Uśmiechnął się do niej szeroko.
— Arno! — Pchnęła go żartobliwie. — Chociaż, nie przeczę, ciekawie byłoby cię zobaczyć w sukience i w obcasach.

środa, 1 maja 2019

Rozdział V „Pamiątka”

Czymś innym i ciekawym było zobaczyć, jak na twarzy Arna maluje się prawdziwe szczęście. Jak uśmiecha się do Léona, Aloisa i do niej. Jak błyszczą mu się ze szczęścia oczy. Jak niewinnie żartuje z chłopakami. 
Wciąż nie mogła uwierzyć jak spotkania dwa razy w tygodniu z Danielem mu pomagały. Wiedziała, że jest cudotwórcą, pomógł również jej, gdy nikt nie potrafił tego zrobić, ale nie spodziewała się, że potrafi robić aż takie cuda. A może była to wina świątecznego nastroju, który od tygodnia sprawiał, że Alex siedziała, wysyłając zaproszenia do rodziny na kolację, chodziła godzinami po sklepach, robiła zakupy przez Internet i planowała, co ugotować. Aż zdecydowała, że nie będzie się bawiła we francuskie czy angielskie Boże Narodzenie. Chciała się poczuć jak w Polsce. 
— Wiesz co? Zawsze dziwiło mnie, że ubieraliście choinkę dzień przed wigilią — odparł, kucając przed nią, by mogła wspiąć się na jego ramiona. 
— Do czego zmierzasz? — spytała, wchodząc mu na plecy i wieszając bombkę na jednej z wysoko położonych gałęzi.
— Nawet nie wiesz, jaką radochę może wywołać ubieranie choinki przed wigilią, gdy jest się przyzwyczajonym do tego, że ubierało ją się zaraz na początku grudnia. — Zaśmiał się cicho, a po chwili usłyszał cichy chichot Alex i poczuł, jak składa krótki pocałunek na czubku jego głowy. 
Zeszła z jego pleców i stanęli odrobinę dalej, przypatrując się choince, na której były lampki, łańcuch i kolorowe bombki. Owinęła rękę wokół jego ramienia i oparła na nim głowę. Ustrojone drzewko wyglądało przepięknie, nie dało się ukryć. 
— Czy te pierniki i gwiazda na czubku to nie będzie trochę za dużo? — spytał, splatając ze sobą ich palce. — Przecież już i tak jest piękna.
— W polskiej choince, tak jak w makijażu Drag Queen, nie istnieje coś takiego jak „za dużo”.
Prychnął śmiechem i położył głowę na czubku jej. 
— Miło cię widzieć w tak dobrym humorze — powiedziała, patrząc na niego. — Magia świąt?
— Mam nadzieję, że nie. — Westchnął. — Od lat się tak dobrze nie czułem i wolałbym, by to się nie zmieniło. 
— Arno — spojrzał na nią — w razie czego masz mnie i nieważne, czy w dzień, czy w środku nocy, możesz do mnie dzwonić, jeżeli nie będziesz czuł się dobrze. 
— Nie chcę, byś musiała mnie widzieć w takim stanie, w jakim byłem dwa miesiące temu. Ten wieczór… 
— Śniła ci się Élise. Prawda? — spytała, a on pokręcił głową.
— Nie. Nie ona, ale ktoś równie ważny.
— Bellec? Mirabeau? — pytała, lecz on tylko kręcił głową. — Pan de la Serre? 
— Kobieta. 
Zmarszczyła brwi, starając się coś wymyślić. 
— Antoinette? — mruknęła, lecz on tylko zaśmiał się i pokręcił głową. — Więc kto? 
— Ktoś bardzo ważny. Antoinette jest mi obojętna.
— Madame Gouze?
— Nie wiedziałem, że Charlotte jest dla mnie kimś więcej niż znajomą z pracy. — Prychnął. 
— A więc mi powiedz. — Stanęła przed nim, chwytając jego obie dłonie. 
Spojrzał w jej zielone oczy. Jej źrenice powoli się rozszerzały, gdy przekrzywiła głowę i patrzyła na niego błagalnie. Pochylił się nieco i przytulił ją do siebie, wtulając twarz w zgięcie jej szyi. Odetchnęła i położyła dłoń na jego karku, kreśląc paznokciami drobne wzroki, po czym pochyliła głowę i oparła brodę o jego ramię. 
— Jak to jest, że potrafisz trafić w punkt z pomocą? — mruknął. — Zawsze wiesz, co robić, by mi pomóc. 
Przełknęła nerwowo ślinę i westchnęła.
— Cóż, ja… — Zagryzła wargę. — Po prostu wiem. 
Wyprostował się i chciał się uśmiechnąć odrobinę, chcąc jej powiedzieć, że jej dziękuje, jednakże coś go zaniepokoiło. Łzy w jej oczach oraz mylący uśmiech. 

II
Od kiedy zobaczył, że uśmiechała się przez łzy, zaczął ją uważnie obserwować. Przypatrywał się jej ruchom, jej twarzy, mimice, przysłuchiwał jej sposobowi mówienia, czy śmiania się. I coraz wyraźniej zauważał, kiedy jej szczęście było szczere, a kiedy udawane, by dać mu satysfakcję. Dziwiło go, jak wiele szczegółów zaczął zauważać w jej sposobie bycia, których nie zauważył przez lata ich przyjaźni. To, jak błyszczały jej się oczy, gdy się śmiała, jak przygryzała wargę, gdy myślała, czy sposób, w jaki ruszała biodrami, gdy chodziła lub urocze formowanie się policzków, gdy posyłała szczere uśmiechy. A nawet drobne zmarszczki, które pojawiały się między jej brwiami, gdy marszczyła brwi, gdy pisała coś na komputerze.
Otworzył czerwone pudełeczko, przełknął ślinę nerwowo i kiedy je zamknął, poprawił marynarkę w momencie, gdy drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Alex w szarej sukience i szkarłatnym żakiecie. Widok jej twarzy otulonej czerwonymi lokami mimowolnie sprawił, że uśmiechnął się.
— Myślałam, że się spóźnisz. — Zachichotała.
— Postarałem się być punktualnie.
Odsunęła się, pozwalając mu wejść do środka. Uderzyło go ciepło, zapach pierników, wigilijnego jedzenia i choinki. Zostawił prezent pod drzewkiem, a potem usłyszał rozmowy z jadalni, gdzie Alex go zaprowadziła. Zobaczył Daniela oraz jego żonę i córkę, pana Larch, brata Alex, Aloisa, Léona, Belleca z żoną i córeczką, babcię i dziadka dziewczyny, ale nigdzie nie widział jej matki, co wywołało u niego niemałe zmieszanie.
Wiedział, że Alex i jej matka miały nie najlepsze kontakty. Alex miała charakter jej ojca, który niezwykle kłócił się z charakterem pani Larch, która zawsze miała do Alex jakieś „ale” i to ona zawsze obrywała najmocniej. Kiedy mieszkali we Francji, często zdarzało się, że Alex po prostu uciekała do Arna i Élise, by odetchnąć od tego, co działo się w jej domu.
Przywitał się ze wszystkimi z uśmiechem, a najmłodsza uśmiechnęła się do Alex i podeszła do niej i Arna.
— Ola, to twój chłopak? — spytała się kobiety, która wzięła ją na ręce.
— A jak myślisz? — Posłała jej szeroki uśmiech, a dziewczynka pokiwała energicznie głową, co wywołało cichy śmiech jej ciotecznej siostry, która postawiła ją z powrotem na ziemię.
— Kłamczucha — szepnął jej do ucha.
— Od kiedy wyjechałam, to pytała się tylko o ciebie i o mnie. Daj się jej pocieszyć.
Po złożeniu sobie życzeń wszyscy zasiedli do stołu. Zaczęły się głośne, radosne rozmowy, śmiechy i konsumowanie niesamowicie dobrego jedzenia. Problem pojawił się, dopiero gdy na stole pojawił się alkohol. Arno przełknął nerwowo ślinę, a po chwili poczuł dłoń Alex na swoim kolanie, a potem spojrzał na nią i zobaczył, jak jej oczy patrzą na niego z otuchą.
— Arno? — odezwał się pan Larch, unosząc butelkę wódki.
— Nie, dziękuję. Ja… nie piję.
W oczach Jake’a, pana Larch, Belleca i dziadka Alex pojawiło się zdziwienie. Próbowali go jeszcze namawiać, ale tylko uśmiechnął się, chwycił dłoń Alex, splatając pod stołem ich palce i odmówił raz jeszcze. Zacisnęła palce jeszcze bardziej i uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Po wielu minutach rozmów, żartów i ogromie zjedzonego jedzenia, Ada podeszła do Alex, wdrapując się na jej kolana.
— Kiedy będą prezenty? — spytała, owijając ramiona wokół jej szyi.
— Jak przyjdzie Mikołaj.
Kiedy to powiedziała, usłyszeli głośne dźwięki dzwonków i znajomy, tęgi śmiech.
— Ktoś powiedział prezenty?
W wejściu pojawił się mężczyzna w czerwono-białym płaszczu, gęstej, siwej brodzie i z czapką z pomponem na głowie. Uradowana Ada uśmiechnęła się szeroko i wszyscy razem poszli do salonu. Mikołaj usiadł w fotelu przy choince, a reszta na kanapie i na podłodze. Zaczął po kolei wszystkich wołać, gdy rozdawał prezenty.
Arno spojrzał na Alex. Dziwnie się czuł, wiedząc, że prawdopodobnie nic nie dostanie. Alex pewnie kupiła prezenty tylko dla najbliższych. Nie zdziwiłby się, gdyby nic nie dostał. Zresztą, niczego też nie wymagał.
Po chwili mężczyzna wypowiedział imię Alex. Zdziwiła się. Przecież wszystkim mówiła, by skupili się na dzieciakach, a z nią dali sobie spokój. Nie uważała, że powinna cokolwiek od kogokolwiek dostać. Odchrząknęła i podeszła do niego odbierając niewielkie, czerwone pudełeczko z doczepioną etykietką z jej imieniem. Powoli je otworzyła, a jej oczom ukazał się doskonale jej znany wisiorek. Złoty z rubinowym krzyżem. Jej usta rozchyliły się delikatnie i spojrzała kątem oka na Arna. Élise nosiła taki sam.
Zaraz po niej zawołano imię Arna, który również był zdziwiony. Kto mógł mu kupić jakikolwiek prezent? Tylko Alex, ale ona miała dużo innych osób na głowie. Dostał kopertę i zapakowane w ozdobny, granatowy papier pudełko. Usiadł i ostrożnie rozpakował najpierw kopertę. Zauważył dziecięce pismo, a na końcu wiadomości rysunek podpisany „Ola i Arno”. Przeczytał list i uśmiechnął się pod nosem. Ada niewątpliwie miała niesamowitą wyobraźnię. Choć kiedyś sam fantazjował o tym, że mógłby być z Alex
Po przeczytaniu listu otworzył pudełko, w którym było mniejsze granatowe, welurowe pudełeczko i jasnoniebieska koperta.

Cóż, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, co Ci podarować. Nie wiedziałam, co mogłoby sprawić Ci radość równą tej, którą czułeś, gdy byłeś z Élise lub kiedy twój tata był przy tobie.
Wtedy znalazłam to. Musiałeś go kiedyś u mnie zostawić, a ja, gdy wróciłam do Anglii, przez przypadek go ze sobą wzięłam i znalazłam go, dopiero gdy przeszukiwałam szufladę z papierami.
Oddałam go do zegarmistrza, mimo że bałam się, że nie zdąży go naprawić na czas. Ale udało się i mam nadzieję, że widok tej pamiątki przyniesie Ci choć odrobinę tej radości, którą utraciłeś przez wydarzania z ostatnich lat.
Twoja wariatka,
Alex.
III
Kiedy wszyscy poszli, a Alois i Léon poszli do łóżek, zaczął pomagać Alex w sprzątaniu stołu. Znosił ze stołu jedzenie, które wkładał do lodówki oraz naczynia, które Alex płukała i wkładała je do zmywarki.
— Poprosiłaś Mirabeau,  by przebrał się za Świętego Mikołaja? 
— Mhm — mruknęła z uśmiechem. —Otwierałeś prezent? — spytała, wkładając ostatni talerz.
— Nie — szepnął. — Chciałem to zrobić, gdy będziemy sami. Bałem się, że się rozkleję.
Wyjął z marynarki niebieskie pudełeczko i kiedy nabrał powietrza, otworzył je. W środku, tak jak przewidywał, był zegarek jego ojca. Tak naprawdę jedyna pamiątka, która mu po nim pozostała. Otworzył klapkę zegarka i przejechał po szkiełku palcem. A potem spojrzał na Alex, która stała ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje dłonie. Bez nawet chwili zawahania się objął ją i pociągnął nosem. Wtuliła twarz w jego pierś i objęła go, wtulając się w niego. Wdychała zapach wina i jego perfum. Wtapiała się w jego ciepło, nie chcąc go puścić. Bała się, że straci tego Arna; radosnego, uśmiechniętego, pełnego życia. Że znów wróci do otchłani rozpaczy, z której nie będzie umiała go wyciągnąć.
— Już nigdy, przenigdy tam nie wracaj — mruknęła.
Nawet nie miała pojęcia, że w chwili, gdy trwali w uścisku, zaczęli się kołysać do Watching for Comets Skillet, które zaczęło lecieć z jej telefonu. Po prostu samo się to wydarzyło.
— Gdzie?
— Do miejsca, w którym byłeś dwa miesiące temu.
Zaśmiał się ponuro.
— Postaram się. 

wtorek, 2 kwietnia 2019

Rozdział IV „Wałkiem i patelnią”

I
Przebudził się. Jego wzrok powiódł po meblościance, która stała przed kanapą. Jego usta wykrzywiły się w drobnym uśmiechu. Myślał, że to, że nie zaczęła na niego wrzeszczeć za to, że był u Élise i przyszedł wypłakać jej się całkowicie przemarznięty, przyśniło mu się. Myślał, że fakt, iż Alois, Léon i ona otoczyli go opieką i wsparciem to było tylko piękne marzenie, które tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło. Lub gorzej. Że go opuściła. 
Na cmentarzu był prawie codziennie. Mówił do niej cicho, tam czuł, że jego ukochana go słucha, że jest przy nim, że go cierpliwie wysłuchuje. Tym razem mówił o Alex. O tym, jak bardzo mu pomagała przez ostatnie dni. A kiedy przeszedł na temat tego, że wie, że chciałaby, by był szczęśliwy, po prostu zaczął płakać. Jak małe dziecko. Tęsknota była zbyt duża, a środki, by jej zapobiec były nie do wykonania. Była teraz Alex, która, jak się spodziewał, prędzej poświęciłaby całe swoje życie, by mu pomagać, niż pozwoliła, by ze sobą skończył. 
Spojrzał na nią. Spała obok niego; jej włosy przysłaniały jej twarz, puchaty koc okrywał jej ciało, gdy trzęsła się z chłodu, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. Odgarnął włosy z jej warzy, by jej nie przeszkadzały. Przez jego głowę przeszedł szalony pomysł, który nagle go sparaliżował. Cóż, dla niego szalony. Ona zapewne potraktowałaby to jako coś zwykłego. 
Zagryzł lekko dolną wargę, czuł zawstydzające ciepło na policzkach. Kiedy uniósł rękę, ta zaczęła się trząść. Kiedy ona to robiła, nie wahała się nigdy. A on? Bał się. Co się stanie, jeśli się obudzi? Zacznie na niego wrzeszczeć? Spyta, co robi? Dlaczego ją dotyka? Co jej odpowie? Pewnie nic. Zawsze, gdy tak było, nie potrafił odpowiedzieć, brakowało mu słów i języka w gębie. 
W końcu jednak udało mu się to przezwyciężyć. Jego ręka owinęła się wokół jej ramion. Kiedy wtuliła się w niego z drobnym uśmiechem, wypuścił oddech, o którego ugrzęźnięciu w jego gardle nawet nie wiedział, a który wraz z uświadomieniem sobie, jak bardzo przyjemne było czuć ją obok siebie, stał się drżący. Czuł, jak jej ciało dodatkowo go ogrzewa, jej ciepły oddech na swojej szyi, przez który przeszywały go przyjemne dreszcze. Poczuł się jak wtedy, gdy jako nastolatek zaczął umawiać się z Élise. To było dokładnie to samo uczucie, jak wtedy, gdy pierwszy raz spali w jednym łóżku. A Alex zaczęła wypytywać, czy aby na pewno na samym spaniu się skończyło. Zaskakiwało go to, jak mówienie o takich rzeczach jej nie zawstydzało. On zaraz robił się czerwony jak burak i ledwo potrafił cokolwiek powiedzieć przez bełkot.
Położył się na plecach. Jej głowa wygodnie wtuliła się w jego pierś, pięść zacisnęła się na jego koszulce, a noga zahaczyła o jego. Kącik jego ust mimowolnie się uniósł, a łza spłynęła po jego policzku, gdy zdał sobie sprawę, jak dobra była dla niego. Zbyt dobra. Inni, nie widząc poprawy, już by sobie odpuścili. A ona od kilku dni przy nim trwała i była dla niego niesamowitym wsparciem. Co on by zrobił, gdyby go wtedy nie znalazła? Skoczyłby? Czy uznałby, że może jednak nie da rady? Za bardzo bałby się i wykorzystałby inną metodę? Na przykład przedawkował leki? Lecz ona się pojawiła. Jak jego anioł stróż, który odciągnął go od tego pomysłu i teraz czuwała nad nim. 
Przymknął oczy. Mógł sobie pozwolić na to, by pospać trochę dłużej niż zazwyczaj. Przekrzywił głowę tak, by jego policzek oparł się o czubek jej głowy. A po chwili poczuł wyraźny zapach frezji, piwonii oraz jaśminu. I już wiedział, że jest w niebie. 

II
Późnym popołudniem odwieźli Léona do sierocińca. Alois był u sąsiadów, a Alex została zaproszona przez Catherine na wypad do restauracji z fast foodami, która gdy tylko dowiedziała się, że Alex i Arno znów się spotkali, zaczęła piszczeć tak głośno, że dziewczyna musiała odsunąć komórkę od ucha, a Arno był w stanie ją usłyszeć, mimo że głośnika przy uchu nie miał. Alex, zapytawszy, czy może wziąć ze sobą Arna, wskoczyła z nim jeszcze do jego mieszkania, by się ogarnął i wyruszyła z nim w miasto. 
Z Catherine nie widziała się na żywo od dwóch lat. Razem ze swoim mężem wyjechała do Paryża jeszcze wtedy, gdy Alex była w Anglii. Pisały ze sobą, dzwoniły oraz rozmawiały przez kamerkę, ale nie miały ani czasu, ani możliwości, by wyjść razem w miasto czy gdziekolwiek indziej, by spędzić ze sobą czas.
Kiedy weszli do budynku, czerwonowłosa poczuła, jak ktoś niemal wskakuje na jej plecy. Zaśmiała się cicho i odwróciła, witając się z przyjaciółką. Tobias, mąż Kate, przywitał Arna, podaniem sobie dłoni, a Alex przytulił delikatnie. Zamówili sobie jedzenie i czekając na nie, zajęli miejsca.
— Słuchaj, stara, jest drama — powiedziała Kate, gestykulując przy tym. 
Alex podparła głowę na ręku, patrząc na nią z zainteresowaniem.
— Opowiadaj.
— No i się zaczyna. — Westchnął Toby. — Teraz przez trzy godziny będą obrabiały dupę Christianowi i Madeleine. 
— Nie, kochanie. Tym razem drama z Antoinette. — Jego żona odchrząknęła. 
— A nie Elsą? — spytała Alex. — Gadaj!
Arno zaśmiał się cicho i zaczął się przysłuchiwać temu, o czym rozmawiają przyjaciółki. On i Tobias podczas ich płomiennej rozmowy, opartej głównie na krzykach, co chwilę wybuchali śmiechem, śmiejąc się z reakcji Polki, które były zlepkiem min, wybuchów śmiechu, gestykulacji i ciętych, wymierzonych w punkt ripost. 
— Nie sądziłem, że Antoinette aż tak się stoczyła — mruknął, mieszając kawę w filiżance.
— To jeszcze nic, Francuziku! Słuchaj. — Catherine odgarnęła włosy do tyłu.
— Kate, kochanie, nie niszcz mu życia — odezwał się Toby, który wrócił do nich po odebraniu swojego zamówienia. 
Usiadł obok swojej obrażonej partnerki, która była zajęta jedzenie hamburgera i pocałował ją w policzek. Alex cicho zachichotała, zasłaniając usta dłonią. Przyjaciółka dziewczyny natychmiast wyjęła telefon i szybko coś napisała. Poczuła wibracje telefonu. Zmarszczyła brwi i wyjęła go, odczytując wiadomość od Catherine: „Stara, jak on na ciebie patrzy!”. Uniosła wzrok i jedną z brwi. Kate przewróciła oczami i znowu coś napisała. Spuściła z powrotem wzrok na wyświetlacz. „Arno”. Alex spojrzała na niego kątem oka. Przyszła kolejna wiadomość od brunetki: „Trzeba było patrzeć wcześniej, małpo jedna”. Tym razem to czerwonowłosa przewróciła oczami, chowając telefon do kieszeni. 
— Kurna, zjadłabym jeszcze dodatkowe lody — żachnęła się, dokańczając pierwszą porcję. 
— A potem będę wysłuchiwał „Eee… jaka ja jestem gruba…”, „Muszę przejść na dietę…” — Toby przedrzeźniał ją. 
— A wcale, że nie!
— A wcale, że tak. 
— Zamknij się!
Arno i Alex zaczęli cicho chichotać z małej kłótni między Kate a Tobym. 
— Bo co?!
— Bo dostaniesz w ten swój pusty łeb. 
— Wałkiem czy patelnią?
— Wałkiem i patelnią! — podkreśliła, a Alex i Arno wybuchli nieopanowanym śmiechem. 
Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu, wciąż się śmiejąc ze sprzeczki Toby’ego i Kate, a Arno położył swój policzek na czubku jej głowy. Żona mężczyzny podparła swoją głowę na ręku, patrząc na nich z niezwykłym zauroczeniem.
— Pasujecie do siebie idealnie — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. — Bylibyście perfekcyjną parą. 
Arno i Alex zamilkli i odsunęli się od siebie. Na policzkach mężczyzny pojawił się ciemny rumień, a Alex spuściła wzrok z zawstydzeniem. Dziękowała Bogu, że nałożyła na twarz dobrze kryjący podkład. Tylko Kate i Arno potrafili ją zawstydzić do tego stopnia, że jej policzki nabierały delikatnego, ledwo widocznego różowego koloru. 
— Jak się Alice dowie, to padnie trupem ze szczęścia — pisnęła.
— Nie zawstydzaj ich. 
Przed jej wyjazdem, nawet kiedy był z Élise, zdarzało mu się myśleć, jak to byłoby, gdyby zdecydował się z nią być. Ten pomysł równocześnie go przerażał i podniecał. Palił i mroził. Sama myśl o tym, że mógłby ją dotknąć, pocałować, bez skrępowania przytulić jak swoją partnerkę, wywoływała u niego dziwne, ale przyjemne ciepło po lewej stronie jego klatki piersiowej. A kiedy przyłapywał się na myśleniu o tym, jak brzmiałby jej chichot, gdyby obdarowywał ją wyszeptanymi komplementami, samoistnie uśmiechał się i czerwienił. A samo zbyt długie patrzenie na nią powodowało, że czuł się jak skończony idiota. 

III
Myślał o tym koszmarze cały czas. Nie spał, od kiedy ten straszny sen go obudził. I od tamtego czasu też wył, zaciskając zęby tak mocno, że zaczynały go boleć. Zadzwonił do niej. Nie odebrała. Zaczął bać się jeszcze bardziej, zaczął płakać jeszcze mocniej. A kiedy oddzwoniła, nie miał już siły, by odebrać. A potem odpisać na wciąż przychodzące wiadomości, których dźwięk słyszał non stop. 
Zacisnął pięści, trzymając w nich poduszkę. Usłyszał przekręcanie klucza, którego kopię dał jej na wszelki wypadek, a potem poczuł ramiona, które owinęły się wokół niego i zapach jaśminu, frezji oraz piwonii. Nie musiał się nawet prosić o to, by przyjechała. To utwierdziło go tylko w przekonaniu, że była dla niego zbyt dobra. 
Mijały długie minuty. Pierwszy raz poczuła się naprawdę bezradna. Żadne słowa, czy gesty nie pomagały. Nie chciał jej nic mówić, a próby uśpienia go, nie przynosiły żadnego skutku, a jedynie powodowały większą panikę. Sama zaczęła płakać. Z bezsilności, żalu, że nie mogła nic zrobić. Słowa były tylko słowami, a czyny — tylko czynami. Nie była w stanie mu pomóc.
— Alex, proszę cię, nie płacz — mówił, gdy po jego policzkach spływały całe wodospady łez. — Nie mogę patrzeć, jak płaczesz. Sama myśl o tym, że płaczesz przeze mnie, zabija mnie. 
Położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się przez łzy.
— Nie płaczę przez ciebie, głuptasie. — Przejechała dłonią po jego włosach. — Poczekaj chwilę, dobrze?
Kiwnął głową, a ona pochyliła się, całując go w czoło. Potem wstała z łóżka i wyszła z sypialni, zamykając drzwi i siadając na kanapie w salonie. Wyciągnęła telefon i szybko wykręciła odpowiedni numer. 
— Cześć, wiedźmo. Co tam? — Usłyszała w słuchawce. 
— Daniel, powiedz, że jesteś we Francji. W Paryżu. Najlepiej w centrum — mówiła, a jej głos łamał się przy każdym słowie. 
— Stało się coś?
— Potrzebuję cię. Teraz. Mój przyjaciel potrzebuje pomocy, a ja już nie wiem, co robić. Miałam do ciebie zadzwonić wcześniej, byś mi trochę pomógł, ale nie miałam do tego głowy. — Pociągnęła nosem.
— Daj mi adres. 
Podała mu szybko odpowiednie dane i pożegnawszy się, rozłączyła się. Wróciła do Arna. Patrzył pustym wzrokiem na sufit. Wciąż płakał. Nie była w stanie patrzeć na niego, gdy był w takim stanie. Wolała go widzieć uśmiechniętego, radosnego, roześmianego. Tak jak dzisiaj w takcie spotkania z Kate i Tobym. 
Usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń, przejeżdżając kciukiem po jej wierzchu. Otarła łzy ze swoich policzków i pociągnęła nosem. Ucałowała czule jego czoło i wplątała palce w jego włosy, masując jego głowę. 
Nie chciał, by płakała dlatego, że nie mógł poradzić sobie z jednym koszmarem. Ale sama myśl o tym, że mógłby ją kiedykolwiek stracić, łamała mu serce. Kilka dni wystarczyło, by nie mógł sobie wyobrazić braku jej w jego życiu. Że mógłby nie mieć kogokolwiek, kto by mu pomógł. Kto byłby w momencie, gdyby tego potrzebował. Było to dla niego nie do pomyślenia. 
Kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi, Alex wstała i otworzyła. Nie mogła się powstrzymać, by nie zacząć się śmiać. Jej były psycholog, teraz przyjaciel, w piżamie, która wyglądała jak Pikachu, w czarnych skarpetach i różowych, włochatych kapciach. I nagle cały fakt, że jak na czterdziestokilkuletniego mężczyznę był całkiem przystojny, szlag trafił. 
— Przyznaj się, komu zapieprzyłeś kapcie? 
Spojrzał na dół. 
— Pewnie Eve, bo jak na Annie, to są za duże — mruknął, rozsuwają suwak i stając przed nią w koszuli i dżinsach. — Gdzie jest? 
— W pokoju. Kompletnie załamany.
Mężczyzna kiwnął głową i po tym, jak powiedział Alex, by została w salonie, wszedł do sypialni, by zacząć sesję z Arnem.
Usiadła, garbiąc się i spuszczając głowę w dół. Tak bardzo się cieszyła, że miała na tyle wyrozumiałego i dojrzałego syna, by zrozumiał, że Arno potrzebuje jej oraz pomocy i musiała natychmiast do niego jechać. Miała mu wszystko powiedzieć następnego dnia. 
Zacisnęła dłonie w pięści. Miała ochotę się poddać. Chciała się zająć swoimi problemami, wydaniem pierwszej w swoim życiu gry, na tym, żeby pozbierać swoją psychikę po tym, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Ale nie mogła. Chciała walczyć o to, by Arno czuł się lepiej. Nie chciała być jak ci, którzy widząc brak poprawy, odwrócili się od niego, zmęczeni jego stanem. Miała zamiar o niego walczyć. Walczyć jak najdłużej. Nie po to była Polką, by się poddawać. Żołnierze walczyli za kraj, ona będzie walczyła za swojego przyjaciela. Choćby miała ponieść wiele klęsk.
Kiedy wciąż rozmyślała, Daniel wyszedł i usiadł obok niej.
— I co? — spytała, wciąż patrząc w dół.
— Wyrzucił z siebie wszystko, co leżało na sercu, ale prosił, bym nic ci nie mówił — rzekł, a Alex wyprostowała się, po czym oparła o wezgłowie kanapy.
— To może mi chociaż powiesz, jak mogę mu pomóc? 
— Alex, wiesz, co musisz teraz zrobić? — spytał, a ona spojrzała na niego. — Nie opuścić go tak jak inni. Bo największą pomocą dla niego będzie sama twoja obecność i wsparcie.

środa, 23 stycznia 2019

Rozdział III „Uratuj mnie”

I
Odzyskując świadomość, poczuł, że jest w kogoś objęciach. Potem poczuł unoszącą się powoli i spokojnie klatkę piersiową. Potem usłyszał ciche i spokojne bicie serca, którego nie słyszał… od kiedy wyjechała. Już prawie zapomniał, jak brzmi odgłos bijącego serca. Zapomniał, jak dobrze czuł się w jej objęciach. Jak bezpiecznie. Wiedział, że nie jest samotny i że jest potrzebny. Że komuś na nim zależy.

niedziela, 2 grudnia 2018

Rozdział II „Anioł”

I
Przekręcił się na prawy bok, otwierając jeszcze zaspane oczy. Słyszał, jak Alex na kogoś krzyczy. Podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł oczy. Westchnął i zakrył twarz dłońmi. 
Nie mógł tego pojąć. Nie widzieli się kupę czasu. Myślał, że już dawno o nim zapomniała… Ale wciąż nosiła prezent, który jej podarował przed powrotem do Paryża. Pamiętała go, gdy spotkała go na moście. Kiedy chciał się zabić.

sobota, 1 września 2018

Rozdział I „Linkin Park”

Było pięć minut przed północą. Ulewa dawała się we znaki. Nie było nawet widać kropel, to była po prostu ściana wody. W wielkim pośpiechu wyszła ze studia i pobiegła do samochodu. Niewiele to dało, gdyż i tak była cała mokra. Odgarnęła swoje czerwone włosy i oparła czoło o kierownicę. To był zdecydowanie najgorszy dzień w jej życiu. Porzucił ją narzeczony, jej rodzice mają zamiar się rozwieść, brat jest w szpitalu, a przyjaciółka nie odbierała od niej telefonu już tydzień. „Jeszcze brakuje, żebym spotkała jakiegoś dawnego przyjaciela, który ma zamiar skoczyć z mostu”, pomyślała, a na jej kolana spadła łza. Podniosła głowę bez życia i włożyła kluczyk do stacyjki, przekręcając go.