I
Przekręcił się na prawy bok, otwierając jeszcze zaspane oczy. Słyszał, jak Alex na kogoś krzyczy. Podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł oczy. Westchnął i zakrył twarz dłońmi.
Nie mógł tego pojąć. Nie widzieli się kupę czasu. Myślał, że już dawno o nim zapomniała… Ale wciąż nosiła prezent, który jej podarował przed powrotem do Paryża. Pamiętała go, gdy spotkała go na moście. Kiedy chciał się zabić.
Samotność i strata ukochanej, mimo że minęło od niej kilka lat, to z nim zrobiły. Stworzyły chodzącą rozpacz i niemoc. Nie potrafił sobie poradzić z tym, że odeszła i to jeszcze na jego oczach. Minęły lata, a on czuł, jakby wydarzyło się to góra tydzień temu. I to go niszczyło. Ale gdy usłyszał jej głos, zobaczył słabo oświetloną twarz i naszyjnik, uderzyła go fala niezwykle przyjemnych wspomnień. To wszystko, co ich spotkało, wróciło. Wszystkie chwile, które razem przeżyli, ucieczki w teren, by odpocząć od zgiełku. Ich pisanie po nocach aż do rana. Wtedy zawsze musiał przykrywać twarz poduszką, bo po północy zaczynała się rozkręcać, a wtedy rzucała żartami z częstotliwością karabinu maszynowego. Przypomniał sobie jej płacz i uśmiechy. Krzyki i śmiechy.
Nagle poczuł dłoń na swoich plecach. Odsunął ręce od twarzy i spojrzał w prawą stronę. Zobaczył Alex, która kucała obok sofy ze zmartwieniem w oczach.
— Wszystko dobrze, Arno? — spytała, poprawiając okulary.
Westchnął, patrząc na jej czerwone paznokcie. Potem podniósł wzrok na jej twarz. Jej zielone oczy cały czas były pełne zmartwienia. Znów spuścił wzrok.
— Mam rozumieć, że bywało lepiej? — dopytała, kładąc swoją dłoń na jego.
Kiwnął głową i zamknął oczy. Rozumiała go bez słów.
— Obudziłam cię? — Odgarnęła włosy z jego czoła.
Jej głos był miękki, przypominał prawie szept. Jej dotyk również był lekki i delikatny. „Jej delikatność, gdy się o kogoś martwi, nie zmieniła się”, pomyślał.
— Na kogo krzyczałaś? — spytał, łapiąc ją za rękę.
— Na, pożal się Boże, grafika, który zwleka z konceptami postaci drugi tydzień. — Przewróciła oczami. — Ma mi je przysłać w poniedziałek.
— Rozumiem — mruknął.
— Jesteś głodny? — spytała, a ten pokręcił głową. — Kiedy ostatnio jadłeś?
— Parę dni temu.
Westchnęła z rezygnacją i wstała, idąc do kuchni.
Położył się na plecach i zaczął patrzeć pustym wzrokiem na sufit.
Niepotrzebnie się nim zajmowała. Był pewien, że miała lepsze rzeczy do roboty i większe problemy na głowie niż on. Wiedział, co robi. Nie potrzebował niańki. Ale myśl, że komuś na nim zależy, że ma się do kogo odezwać, podnosiła go na duchu. Sprawiała, że inne myśli w jego głowie były nieco tłumione i nie zaprzątały mu tak głowy.
Po jakimś czasie, dla Arna bliżej nieokreślonym, wróciła z dwoma talerzami. Na jednym były trzy tosty, a na drugim, tylko jeden. Usiadł i przyjął od Alex ten z jednym. Dziewczyna usiadła obok niego. Patrzył się na jedzenie pusto. Nie czuł się głodny, wolał leżeć i patrzeć w sufit.
— Jeżeli nie będziesz mógł wcisnąć więcej, to zjedz chociaż połowę. Proszę. Dla mojego spokoju ducha.
Spuścił głowę i wziął do ręki tost. Dla niej. Zrobi to dla niej, by nie musiała się martwić. Zaczął powoli jeść i wtedy przysłowie „apetyt rośnie w miarę jedzenia” zaczęło się sprawdzać. Zachichotała, widząc z jaką prędkością dojadał jedzenie. Po chwili położyła mu na talerz jeden z dwóch tostów, które zostały jej na talerzu.
— A ty? — spytał.
— Ja się najem, jedz — odparła.
Pokiwał powoli głową, a potem spojrzał na zegar, który wisiał nad telewizorem.
— Powinienem już iść — mruknął, znów spuszczając głowę.
— Za godzinę wróci Alois. Odwiozę cię — powiedziała i wstała, a on podał jej talerz.
Westchnęła i odniosła talerze do kuchni.
— Właściwie, kim jest Alois? — zapytał się, odwracając głowę w jej stronę.
— To mój przyrodni syn.
Kiedy wróciła, zastała Francuza, wpatrującego się pustym wzrokiem w ścianę. Zmartwiona, usiadła obok niego i złapała jego chłodną dłoń. Niemrawo odwrócił głowę w jej stronę. Widziała ból i rozpacz w jego oczach. Chciała mu pomóc, to było jasne, ale nie wiedziała, co ma zrobić, by tego dokonać. Co począć z załamanym przyjacielem?
II
Kiedy Alois wrócił do domu, Alex odwiozła Arna do jego mieszkania. Mieszkał w centrum Paryża, w kamienicy stylizowanej na osiemnasty wiek, czyli w stylu, który zawsze jej się podobał i do którego zawsze miała różne ciągoty.
Kiedy weszli do jego mieszkania, uderzył ich nieprzyjemny chłód. Zmartwiła się, dotykając ręką grzejnika. Był równie zimny, co powietrze.
— Kiedy ostatnio odkręcałeś grzejniki? — spytała profilaktycznie, odkręcając jeden z nich.
— Wczoraj zanim wyszedłem — szepnął. — Masz na coś ochotę?
— Daj spokój. Poradzę sobie. Ty usiądź albo przynieś jakieś koce.
— Jesteś moim gościem — żachnął się.
— To nic.
— Alex, nie jest ze mną aż tak źle.
Uniosła brwi bez przekonania. Westchnął i usiadł załamany. Alex kucnęła przed chłopakiem, który zakrywał twarz. Zaczął cicho szlochać. Przed oczami widział jej martwe ciało, jej puste oczy.
— Alex… ja… — Pociągnął nosem. — Ja… Merci.
Podniosła się i objęła go. Głaskała go po głowie, wplątując palce w jego włosy. Zaczął się powoli uspokajać. Bardzo powoli.
— Jestem tu, Arno — szepnęła, kładąc dłonie na jego policzkach.
Spojrzała mu w oczy. Zeszklone, czerwone, pełne łez. Tak bardzo jej ten widok łamał serce.
Złożyła krótki pocałunek na jego czole.
— Jestem tu. Nie płacz, mon cher*. — Wytarła kciukami jego łzy. — Od teraz zawsze będę.
Objął ją i chwycił w pięści jej czerwoną koszulę. Po jego policzkach wciąż ciekły łzy, które plamiły jej ubranie i pozostawiały mniejsze i większe, ciemne plamki.
— Zrobię jakiś obiad — powiedziała. — A ty mi w tym pomożesz.
Nie miał na to siły, ale pokiwał głową. Próbowała odciągnąć od niego wszelkie myśli, które mogłyby go wbijać w ziemię. I był jej za to niezwykle wdzięczny. Wstał więc i razem z nią ruszył do kuchni.
III
Wrzasnął jej imię, kiedy zobaczył, jak napastnik wbija w jej ciało ostrze po raz kolejny. Ona była już martwa. Wiedział o tym, nie musiał sprawdzać, czy oddycha ani czy bije jej serce. Morderca rzucił mu szybkie spojrzenie i wyskoczył przez okno. Czuł, jak jego serce właśnie rozpada się na kawałki. Podbiegł do niej i jej głowę położył sobie na swoich kolanach. Patrzył na nią. Widział Élise. Mógł przysiąc, że to była ona. Dopóki nie stanęła mu przed oczami czerwonowłosa. Jej twarz, naszyjnik, ubrania, włosy. Wtedy krzyknął jej imię i niemal natychmiast się obudził. Zryczany, czerwony, spocony. Gorączkowo zaczął szukać telefonu, a potem jej numeru. Ręce mu się trzęsły. Bał się. Bał się, że ten sen nie był do końca snem i może ją stracić. Wcisnął jej numer i przyłożył telefon do ucha. Pociągał nosem, zaciągając na siebie kołdrę. Czekał aż odbierze.
IV
Siedziała w ciemnym pokoju. Choć siedziała, to trochę zbyt dużo powiedziane. Leżała skulona na łóżku. Przy niej leżały dwie brzytwy, a bandaże na jej rękach już gdzieniegdzie przesiąkły krwią. Przełknęła łzy, a wtedy usłyszała telefon. Szybko otarła rumiane policzki i postarała się uspokoić. Spojrzała na wyświetlacz. Arno.
— Co się dzieje, Arno? — spytała, pociągając nosem.
— Nic ci nie jest? — usłyszała jego roztrzęsiony głos. — Płakałaś?
— Chyba powinnam zapytać się ciebie o to samo — powiedziała wesoło. — Nie, nic mi nie jest. Oglądałam „Dziewczynę z portretu”. Zawsze przy tym wyję — skłamała.
Musiała, nie mógł się o nią martwić, gdy był w takim stanie.
— Och, to… dobrze. Dobranoc, Alex.
— Dobranoc.
Rozłączył się, a ona opuściła rękę. Usiadła i pomyślała chwilę, patrząc na okno. Po chwili wstała i zaczęła się ubierać. Potem zbiegła na dół i zostawiła Aloisowi kartkę, że wychodzi i może wrócić dopiero rano lub popołudniu. Wzięła klucze i zaczęła jechać. Kiedy dojechała i dostała się pod jego drzwi, były otwarte. „Proszę, żeby nie wyszedł. Żeby był w środku”. Weszła. Wszędzie było ciemno. Ale zobaczyła go siedzącego pod kanapą z butelką wina, którą ledwo trzymał między palcami. Dwie inne leżały obok niego. „Szybki jest”, pomyślała. Kucnęła obok niego i uniosła jego głowę. Błądził zagubionym wzrokiem, jego policzki były czerwone. Przyłożyła dłoń do jego gorącego czoła.
— Élise — mruknął. — Jak cudownie cię widzieć, mon amour.
— Ja nie… — urwała.
„Ma omamy. Jest źle, bardzo źle”. Spojrzała mu w oczy. Błyszczały w nich łzy.
— Nie kochasz mnie?
— Kocham cię najmocniej na świecie. Przepraszam, nie chciałam cię zostawiać na aż tak długo — powiedziała i pomogła mu wstać.
Wziął kolejny długi łyk, a Alex wyrwała mu butelkę z ręki i poszła do kuchni, by wylać jej zawartość.
— Jeszcze raz zobaczę cię z taką ilością alkoholu, to nie skończy się to dla ciebie dobrze, Arno Victorze Dorianie — powiedziała.
— Ty nie jesteś Élise. — Czknął. — Élise nigdy nie mówiła do mnie pełnym imieniem i nazwiskiem.
— Zdenerwowałeś mnie po prostu. Nie lubię cię oglądać pijanego — wyznała. — Chyba masz gorączkę, chodź, położysz się.
— Nie — pokręcił głową. — Chcę cię przytulić.
Westchnęła i podeszła do niego bliżej. Objął ją, chowając twarz w jej włosy. Był kompletnie pijany i nie kontaktował ze światem. I wszystko jasne, dlaczego gorączkował.
— Arno, chodź. Jesteś cały rozpalony. Musisz się położyć.
— Ale położysz się ze mną? — spytał z nadzieją.
Pokiwała głową.
— Tak, ale najpierw znajdę termometr i zrobię ci zimny kompres, dobrze?
— Dobrze.
Zaprowadziła go do jego sypialni, gdzie położyła go do łóżka, a po znalezieniu termometru, zmierzyła temperaturę. Przeklęła pod nosem, widząc, że rtęć dobiła do prawie czterdziestu jeden stopni. Poszła do kuchni, by zrobić mu zimny kompres. Kiedy do niego wróciła, leżał przykryty kołdrą pod samą szyję. Położyła się obok niego i przyłożyła kompres do jego czoła. Przymknął oczy i objął ją w talii.
— Zostań na zawsze.
Mon cher — (fran.) Mój drogi.
---------------------------------------------------
A/N
Niby rozdział miał się pojawić wczoraj, ale jakby... nie wyrobiłam się? Przepraszam, Tini. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Zapraszam do podzielenia się swoimi wrażeniami i przemyśleniami, może wskazówkami co do rozdziału.
Buziaki,
— Red.
Red!
OdpowiedzUsuńCzekałam, czekałam i wyczekałam!
Oczywiście mam na myśli rozdział, który jest wspaniały, smutny i niezwykle emocjonalny.
Kiedy czytałam o ich uczuciach, tęsknocie i bólu to czułam ich ból i smutek.
Czułam tęsknotę Arno i ból Alex.
Alex sobie nie radzi i znalazła kiepski sposób na radzenie sobie z sytuacją i problemami.
Mam nadzieję, że pomogą sobie nawzajem.
Liczę na to, że Alex sobie nic nie zrobi, bo Arno mógł by tego nie przeżyć.
Wątpię, żeby przeżył kolejną stratę.
To był by dla niego zbyt wielki cios.
Alex jest niesamowicie troskliwą i ciepłą osobą. Przynajmniej wobec osób, które kocha i ceni.
Takie mam wrażenie i tak odbieram jej postać.
Tragiczny był sen Arno, jak by przeczucie jednoczenie kierujące go do Alex. Świetnie nakierowałaś go tym wątkiem na kontakt z Alex.
Red, oczywiście wybaczam to opóźnienie!
Czasem na wspaniałe rzeczy warto poczekać dłużej.
To jest wspaniała rzecz, ten rozdział jest wspaniały i warto było na niego czekać.
Mam nadzieję, że niebawem będę mogła przeczytać kolejny.
Tymczasem pędzę na Rozpuszczalnik bo na "Pusta Melodia" już byłam :)
Buziaki i weny!
Tini
O NIE! RUMIENIĘ SIĘ!
UsuńDziękuję. Jejciu, dziękuję.
<3
Boże ten rozdział jest taki piękny, że jeszcze bardziej zrobiło mi się gorąco 😍😍 nie wiem, czy mam płakać przzp to jak on cieroi, czy uśmiechać sie, bo dzięki temu Alex jest z nim tak blisko. Sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że warto byko tyle czekać na ten rozdział! Zdecydowanie za długo, ale wybaczam.
OdpowiedzUsuńWięcej z siebie nie wydusze.
Chcę następny, a ty go napiszesz jak najszybciej 😂😂
Do następnego!
Less
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPsycho, ten rozdział ci wyszedł świetnie. Czułam ich emocje, aż smutno mi się zrobiło. Demona zasmuciłaś. Ty niedobra, ty niedobra.
OdpowiedzUsuńCudowny ❤
O jaa, ale to jest cudowne! Nie mam już dzisiaj siły na dłuższy komenatrz, ale na prawdę bardzo spodobało mi się. Wcześniej unikałam opowiadań pisanych w trzeciej osobie, ale tym razem mi to w ogóle nie przeszkadza. Czekam na kolejny! <3
OdpowiedzUsuńOch, dziękuję, naprawdę.
UsuńMiło mi, że Ci to nie przeszkadzało i cieszę się ,że zostajesz na dłużej :D.
— Madame Red