Było pięć minut przed północą. Ulewa dawała się we znaki. Nie było nawet widać kropel, to była po prostu ściana wody. W wielkim pośpiechu wyszła ze studia i pobiegła do samochodu. Niewiele to dało, gdyż i tak była cała mokra. Odgarnęła swoje czerwone włosy i oparła czoło o kierownicę. To był zdecydowanie najgorszy dzień w jej życiu. Porzucił ją narzeczony, jej rodzice mają zamiar się rozwieść, brat jest w szpitalu, a przyjaciółka nie odbierała od niej telefonu już tydzień. „Jeszcze brakuje, żebym spotkała jakiegoś dawnego przyjaciela, który ma zamiar skoczyć z mostu”, pomyślała, a na jej kolana spadła łza. Podniosła głowę bez życia i włożyła kluczyk do stacyjki, przekręcając go.
Wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem wody z szyby. Widoczność była równie mała, jakby jechała we mgle. Nerwy jej puściły i po jej policzkach spływały łzy, które co jakiś czas wycierała wierzchem dłoni. Deszcz zaczął się uspokajać, a ona coraz więcej widzieć. Wkrótce, jadąc po moście, zobaczyła człowieka, stojącego na krawędzi. Z sercem w gardle zatrzymała się i wyszła z ciepłego auta. Zimny deszcz znów moczył jej włosy i ubrania. Podeszła bliżej, ale kazał się jej zatrzymać, grożąc, że jeżeli się zbliży, to skoczy. Poznała ten głos. Nie słyszała go już przynajmniej od pięciu lat. Ale był na tyle charakterystyczny, że była w stanie go poznać. Nie chciała jednak mówić do niego po imieniu, póki nie będzie przekonana, że to on. „No i wykrakałam”, pomyślała.
— Proszę cię, nie rób sobie krzywdy. — Pociągnęła nosem. — Nie rób mi tego. Mam zbyt dużo problemów jak na jeden dzień.
Odwrócił głowę w jej stronę, a wtedy uśmiechnęła się w duchu. To faktycznie był on.
Zmierzył ją wzrokiem, który zatrzymał się na łańcuszku. Poznawał go. W środku, na czarnym tle powinno być napisane złotem jego imię. Podobną zawieszkę miał przy swoich kluczach z imieniem jego dawnej przyjaciółki.
— Kogo obchodzi, czy zginę, czy nie? Nie mam nikogo, wszyscy się ode mnie odwrócili.
— Mnie to obchodzi, na przykład. — Powoli podeszła do niego. — Arno, proszę, nie rób głupstw.
Widziała, jak się trzęsie. Załkał głośno i się odwrócił. Oddech ugrzązł jej w gardle i już chciała krzyknąć, gdy przeszedł na drugą stronę, tę bezpieczniejszą. Nogi miał jak z waty. Trząsł się, szczękał zębami, pociągał nosem. Niemal natychmiast zaczęła go przytulać. Była zdziwiona, że tak szybko udało jej się go przekonać, by nie skakał, ale i szczęśliwa z tego powodu. Jednak przerażenie na myśl, że mógł to zrobić, gdyby go nie spotkała, sprawiło, że łzy lały się po jej policzkach strumieniami.
Był przemarznięty i przemoknięty do suchej nitki, ona zresztą podobnie. Położyła policzek na czubku jego głowy, po której go głaskała, by się uspokoił.
— Jestem tu, Arno. Nie płacz — mówiła, pociągając nosem.
— Ona nie żyje — odparł. — Próbowali ją ratować, ale nic z tego.
— Kto, Arno? — zapytała, gładząc jego plecy.
— Élise — szepnął, a jego głos się załamał.
Jej oczy rozszerzyły się, kiedy usłyszała imię Francuzki. Wzmocniła uścisk i po chwili zaproponowała, by weszli do samochodu. Kiedy siedzieli na swoich miejscach, położyła swoją dłoń na jego. Miał spuszczoną głowę, siedział zgarbiony.
— Próbowałeś o tym z kimś pogadać? — spytała. — Z kimkolwiek.
Pokiwał głową.
— I co?
— Przecież mówiłem, że wszyscy się ode mnie odwrócili. — Otarł łzy, które zaczęły mu zasychać na twarzy. — Chciałem do ciebie zadzwonić, ale... kiedy tylko przyłożyłem telefon do ucha, stwierdziłem, że pewnie nie chcesz słuchać moich wyżaleń. W końcu nie widzieliśmy się ile? Pięć lat? Dlatego po pierwszym sygnale się rozłączyłem.
— To dlatego nie mogłam się do ciebie później dodzwonić. — Zaczęła pocierać jego zimną dłoń. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiającym uśmiechem. — Wiesz co? Mam pomysł. Zostaniesz u mnie na noc. Co ty na to?
— Musielibyśmy pojechać do mojego mieszkania po kilka rzeczy. — Spojrzał na nią. — Wątpię, czy chce ci się krążyć.
— Nie musimy. Dam ci jakieś rzeczy mojego brata. Czasem do mnie przyjeżdża, kiedy jest w Paryżu. Powinnam coś dla ciebie znaleźć.
Zabrał rękę spod jej dłoni i odwrócił się w stronę okna.
— Dlaczego to robisz?
— Arno, chciałeś się zabić, a ja wciąż jestem twoją przyjaciółką. Pomoc z mojej strony jest wręcz obowiązkowa. — Odpaliła samochód i po cichu włączyła muzykę, podpinając telefon do radia. — To jak?
— Mogę zostać — mruknął.
Uśmiechnęła się i ruszyła. Delikatnie stukała w kierownicę, słysząc ulubione piosenki swoje i Arna. Nagle odezwała się:
— Słyszysz? — spytała, a ten spojrzał na nią kątem oka. W tej chwili leciało „One More Light” Linkin Park. — Z dedykacją od Alex dla Arna — odparła z uśmiechem.
Kiedy zerknęła na niego, zobaczyła cień uśmiechu, który pojawił się na jego ustach. Poczuła małą ulgę i z mniejszym stresem dojechała pod swój dom.
Kiedy byli już w środku, uderzyło ich ciepło. Arno zdjął z siebie mokry płaszcz, a Alex żakiet. Kiedy postawili buty pod ścianą, oznajmiła, by na nią poczekał i poszła do pokoju swojego brata, by znaleźć dla Arna coś do przebrania. Kiedy wygrzebała czarne, dresowe spodnie i T-shirt, zeszła na parter i podała przyjacielowi ubrania. Uśmiechnął się smutno, patrząc na złożone odzienie.
— Tutaj jest łazienka. — Wskazała na drzwi przed schodami. — Umyj się i wygrzej. Ja przygotuję ci posłanie i kolację.
— Nie jestem głodny — odparł.
— To może się czegoś napijesz? Może gorącej czekolady, jak za dawnych lat? Zawsze poprawiała ci humor.
— Jeżeli zrobisz ją tak dobrą, jak twoja mama, to bardzo chętnie.
— Zrobię nawet lepszą. — Posłała mu szeroki uśmiech. — Leć się wygrzej.
Podreptała po schodach, idąc do swojej sypialni. Z komody wyjęła długą koszulkę i szorty, po czym skierowała się do łazienki, biorąc szybki, gorący prysznic. Kiedy po umyciu się i przebraniu pościeliła mu łóżko, zeszła do kuchni, by zająć się robieniem gorącej czekolady.
Włączyła cały album Linkin Park i zaczęła nucić. W głowie cały czas miała tę scenę. Zrozpaczony Arno stojący na krawędzi, gotowy go skoku. To przynajmniej pomogło jej zapomnieć o wszystkich innych nieprzyjemnych rzeczach, które ją spotkały w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Westchnęła i podeszła do drzwi łazienki.
— Arno, wolisz z bitą śmietaną czy bez? — spytała, ale nie dostała odpowiedzi. — Arno!
— Przepraszam, przez wodę nie usłyszałem.
— Przepraszam, przez wodę nie usłyszałem.
Dziewczyna westchnęła z ulgą.
— Wolisz z bitą śmietaną czy bez niej? — powtórzyła pytanie.
— Kupna czy domowa?
— Wiesz przecież, że gardzę kupną. — Zachichotała.
— A więc poproszę — odparł, a Alex znów usłyszała, że puszcza wodę.
Po chwili wyszedł, zastając czerwonowłosą siedzącą na blacie z zamkniętymi oczami i nucącą Castle of Glass wraz z Chesterem. Miał wrażenie, może niesłuszne, że właśnie twórczość Linkin Park jest tego dnia muzyką przewodnią. Kiedy otworzyła oczy, zeskoczyła ze stołu i podała Arno jego kubek z czekoladą. Pachniała obłędnie i modlił się w duchu, by smakowała tak samo dobrze.
— I co? — spytała, gdy usiedli na kanapie. — Może być?
— Zwracam honor, mademoiselle. Jest jeszcze smaczniejsza niż w wykonaniu twojej mamy. Czy ja tu czuję cynamon?
Alex zaśmiała się i pokiwała głową.
— Arno, powiedz mi, jak to się wszystko stało?
— Możemy o tym porozmawiać kiedy indziej? Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać — powiedział. — W ogóle nie mam ochoty rozmawiać.
Odstawiła ich kubki na stolik kawowy i przytuliła go, obejmując za szyję. Wtulił twarz w jej ramię, a ona zaczęła go głaskać po głowie. Czuła się, jakby miała w ramionach małe dziecko, które potrzebuje opieki, które bez niej sobie nie poradzi.
— Dziękuję, że znów się pojawiłaś.
Jestem!
OdpowiedzUsuńMówiłam,że będę wieczorem,ale udało mi się teraz. To nawet lepiej, bo tak zajebiście zapowiadająca się historia nie powinna długo czekać.
Całe szczęście, że Alex była w pobliżu i zobaczyła Arna. Nawet nie chcę wiedzieć, co by było gdyby jej tam nie było. Może ona pomoże mu w pozbieraniu się po śmierci Elise?
Ludzie sa zdecydowanie podli, kiedy odwracają sie od człowieka i nie chcą mu pomóc w trudnych chwilach. Zero wsparcia i człowiek zdany jest tylko na siebie.
Nie wiem dlaczego,ale każdy, ale to dosłownie każdy się na mnie uwziął i w rozdziale dodaje coś na temat jedzenia, czy jakiegoś napoju.
Gorąca czekolada? Ja też chcę!
Świetny rozdział! Byle tak dalej! Dużo weny!
Less
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWrócę później
OdpowiedzUsuńDwudziesty pierwszy wiek? Nie spodziewałam się tego po tobie, mówiłaś, że czujesz się niepewnie, gdy piszesz o tym wieku.
UsuńArno! Francuz! Ale ale czemu nie ma Alice? Przypomniał mi się Arno z przeklętych i od razu pomyślałam, że dawno rozdziału nie było. W sumie u Bractwo też.
Cudowny rozdział, czekam z niecierpliwością na kolejny.
Demon 💕💕
To jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem.
Pragnę zaznaczyć, że ja zazwyczaj jestem pod ogromnym wrażeniem tego co piszesz.
W tej sytuacji jest to spotęgowane.
Jestem w szoku, że umieściłaś akcje opowiadania w czasach obecnych XXI wieku.
Pamiętam, jak pisałaś, że czujesz się lepiej w XIX i niżej.
W każdym razie na dobre Ci to wyszło, bo jest wspaniałe.
Opowiadanie wciąga od pierwszych linijek. Pobudza ciekawość i sprawia, że chcę więcej.
Współczuje Alex tak pechowego dnia.
Najgorsze jest to, że jak się wali jedno to wszystko inne też.
Jak domino albo domek z kart. Wszystko się sypie i bardzo trudno powstrzymać taką lawinę pechowych i nieszczęśliwych zdarzeń.
Czekolada? 💕
Pianka? 💕
Cynamon? 💕
Kobieto, narobiłaś mi teraz takiego apetytu, że nie zasnę!
Z pewnością czekam na kolejny rozdział!
Jesteś na prawdę bardzo zdolna i niesamowita!
Tini :)
PS. Za Linkin Park uwielbiam Cie jeszcze bardziej! Świetny zespół a utwór, który podałaś to jeden z moich ulubionych! :)
Usuń