Czymś innym i ciekawym było zobaczyć, jak na twarzy Arna maluje się prawdziwe szczęście. Jak uśmiecha się do Léona, Aloisa i do niej. Jak błyszczą mu się ze szczęścia oczy. Jak niewinnie żartuje z chłopakami.
Wciąż nie mogła uwierzyć jak spotkania dwa razy w tygodniu z Danielem mu pomagały. Wiedziała, że jest cudotwórcą, pomógł również jej, gdy nikt nie potrafił tego zrobić, ale nie spodziewała się, że potrafi robić aż takie cuda. A może była to wina świątecznego nastroju, który od tygodnia sprawiał, że Alex siedziała, wysyłając zaproszenia do rodziny na kolację, chodziła godzinami po sklepach, robiła zakupy przez Internet i planowała, co ugotować. Aż zdecydowała, że nie będzie się bawiła we francuskie czy angielskie Boże Narodzenie. Chciała się poczuć jak w Polsce.
— Wiesz co? Zawsze dziwiło mnie, że ubieraliście choinkę dzień przed wigilią — odparł, kucając przed nią, by mogła wspiąć się na jego ramiona.
— Do czego zmierzasz? — spytała, wchodząc mu na plecy i wieszając bombkę na jednej z wysoko położonych gałęzi.
— Nawet nie wiesz, jaką radochę może wywołać ubieranie choinki przed wigilią, gdy jest się przyzwyczajonym do tego, że ubierało ją się zaraz na początku grudnia. — Zaśmiał się cicho, a po chwili usłyszał cichy chichot Alex i poczuł, jak składa krótki pocałunek na czubku jego głowy.
Zeszła z jego pleców i stanęli odrobinę dalej, przypatrując się choince, na której były lampki, łańcuch i kolorowe bombki. Owinęła rękę wokół jego ramienia i oparła na nim głowę. Ustrojone drzewko wyglądało przepięknie, nie dało się ukryć.
— Czy te pierniki i gwiazda na czubku to nie będzie trochę za dużo? — spytał, splatając ze sobą ich palce. — Przecież już i tak jest piękna.
— W polskiej choince, tak jak w makijażu Drag Queen, nie istnieje coś takiego jak „za dużo”.
Prychnął śmiechem i położył głowę na czubku jej.
— Miło cię widzieć w tak dobrym humorze — powiedziała, patrząc na niego. — Magia świąt?
— Mam nadzieję, że nie. — Westchnął. — Od lat się tak dobrze nie czułem i wolałbym, by to się nie zmieniło.
— Arno — spojrzał na nią — w razie czego masz mnie i nieważne, czy w dzień, czy w środku nocy, możesz do mnie dzwonić, jeżeli nie będziesz czuł się dobrze.
— Nie chcę, byś musiała mnie widzieć w takim stanie, w jakim byłem dwa miesiące temu. Ten wieczór…
— Śniła ci się Élise. Prawda? — spytała, a on pokręcił głową.
— Nie. Nie ona, ale ktoś równie ważny.
— Bellec? Mirabeau? — pytała, lecz on tylko kręcił głową. — Pan de la Serre?
— Kobieta.
Zmarszczyła brwi, starając się coś wymyślić.
— Antoinette? — mruknęła, lecz on tylko zaśmiał się i pokręcił głową. — Więc kto?
— Ktoś bardzo ważny. Antoinette jest mi obojętna.
— Madame Gouze?
— Nie wiedziałem, że Charlotte jest dla mnie kimś więcej niż znajomą z pracy. — Prychnął.
— A więc mi powiedz. — Stanęła przed nim, chwytając jego obie dłonie.
Spojrzał w jej zielone oczy. Jej źrenice powoli się rozszerzały, gdy przekrzywiła głowę i patrzyła na niego błagalnie. Pochylił się nieco i przytulił ją do siebie, wtulając twarz w zgięcie jej szyi. Odetchnęła i położyła dłoń na jego karku, kreśląc paznokciami drobne wzroki, po czym pochyliła głowę i oparła brodę o jego ramię.
— Jak to jest, że potrafisz trafić w punkt z pomocą? — mruknął. — Zawsze wiesz, co robić, by mi pomóc.
Przełknęła nerwowo ślinę i westchnęła.
— Cóż, ja… — Zagryzła wargę. — Po prostu wiem.
Wyprostował się i chciał się uśmiechnąć odrobinę, chcąc jej powiedzieć, że jej dziękuje, jednakże coś go zaniepokoiło. Łzy w jej oczach oraz mylący uśmiech.
II
Od kiedy zobaczył, że uśmiechała się przez łzy, zaczął ją uważnie obserwować. Przypatrywał się jej ruchom, jej twarzy, mimice, przysłuchiwał jej sposobowi mówienia, czy śmiania się. I coraz wyraźniej zauważał, kiedy jej szczęście było szczere, a kiedy udawane, by dać mu satysfakcję. Dziwiło go, jak wiele szczegółów zaczął zauważać w jej sposobie bycia, których nie zauważył przez lata ich przyjaźni. To, jak błyszczały jej się oczy, gdy się śmiała, jak przygryzała wargę, gdy myślała, czy sposób, w jaki ruszała biodrami, gdy chodziła lub urocze formowanie się policzków, gdy posyłała szczere uśmiechy. A nawet drobne zmarszczki, które pojawiały się między jej brwiami, gdy marszczyła brwi, gdy pisała coś na komputerze.
Otworzył czerwone pudełeczko, przełknął ślinę nerwowo i kiedy je zamknął, poprawił marynarkę w momencie, gdy drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Alex w szarej sukience i szkarłatnym żakiecie. Widok jej twarzy otulonej czerwonymi lokami mimowolnie sprawił, że uśmiechnął się.
— Myślałam, że się spóźnisz. — Zachichotała.
— Postarałem się być punktualnie.
Odsunęła się, pozwalając mu wejść do środka. Uderzyło go ciepło, zapach pierników, wigilijnego jedzenia i choinki. Zostawił prezent pod drzewkiem, a potem usłyszał rozmowy z jadalni, gdzie Alex go zaprowadziła. Zobaczył Daniela oraz jego żonę i córkę, pana Larch, brata Alex, Aloisa, Léona, Belleca z żoną i córeczką, babcię i dziadka dziewczyny, ale nigdzie nie widział jej matki, co wywołało u niego niemałe zmieszanie.
Wiedział, że Alex i jej matka miały nie najlepsze kontakty. Alex miała charakter jej ojca, który niezwykle kłócił się z charakterem pani Larch, która zawsze miała do Alex jakieś „ale” i to ona zawsze obrywała najmocniej. Kiedy mieszkali we Francji, często zdarzało się, że Alex po prostu uciekała do Arna i Élise, by odetchnąć od tego, co działo się w jej domu.
Przywitał się ze wszystkimi z uśmiechem, a najmłodsza uśmiechnęła się do Alex i podeszła do niej i Arna.
— Ola, to twój chłopak? — spytała się kobiety, która wzięła ją na ręce.
— A jak myślisz? — Posłała jej szeroki uśmiech, a dziewczynka pokiwała energicznie głową, co wywołało cichy śmiech jej ciotecznej siostry, która postawiła ją z powrotem na ziemię.
— Kłamczucha — szepnął jej do ucha.
— Od kiedy wyjechałam, to pytała się tylko o ciebie i o mnie. Daj się jej pocieszyć.
Po złożeniu sobie życzeń wszyscy zasiedli do stołu. Zaczęły się głośne, radosne rozmowy, śmiechy i konsumowanie niesamowicie dobrego jedzenia. Problem pojawił się, dopiero gdy na stole pojawił się alkohol. Arno przełknął nerwowo ślinę, a po chwili poczuł dłoń Alex na swoim kolanie, a potem spojrzał na nią i zobaczył, jak jej oczy patrzą na niego z otuchą.
— Arno? — odezwał się pan Larch, unosząc butelkę wódki.
— Nie, dziękuję. Ja… nie piję.
W oczach Jake’a, pana Larch, Belleca i dziadka Alex pojawiło się zdziwienie. Próbowali go jeszcze namawiać, ale tylko uśmiechnął się, chwycił dłoń Alex, splatając pod stołem ich palce i odmówił raz jeszcze. Zacisnęła palce jeszcze bardziej i uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Po wielu minutach rozmów, żartów i ogromie zjedzonego jedzenia, Ada podeszła do Alex, wdrapując się na jej kolana.
— Kiedy będą prezenty? — spytała, owijając ramiona wokół jej szyi.
— Jak przyjdzie Mikołaj.
Kiedy to powiedziała, usłyszeli głośne dźwięki dzwonków i znajomy, tęgi śmiech.
— Ktoś powiedział prezenty?
W wejściu pojawił się mężczyzna w czerwono-białym płaszczu, gęstej, siwej brodzie i z czapką z pomponem na głowie. Uradowana Ada uśmiechnęła się szeroko i wszyscy razem poszli do salonu. Mikołaj usiadł w fotelu przy choince, a reszta na kanapie i na podłodze. Zaczął po kolei wszystkich wołać, gdy rozdawał prezenty.
Arno spojrzał na Alex. Dziwnie się czuł, wiedząc, że prawdopodobnie nic nie dostanie. Alex pewnie kupiła prezenty tylko dla najbliższych. Nie zdziwiłby się, gdyby nic nie dostał. Zresztą, niczego też nie wymagał.
Po chwili mężczyzna wypowiedział imię Alex. Zdziwiła się. Przecież wszystkim mówiła, by skupili się na dzieciakach, a z nią dali sobie spokój. Nie uważała, że powinna cokolwiek od kogokolwiek dostać. Odchrząknęła i podeszła do niego odbierając niewielkie, czerwone pudełeczko z doczepioną etykietką z jej imieniem. Powoli je otworzyła, a jej oczom ukazał się doskonale jej znany wisiorek. Złoty z rubinowym krzyżem. Jej usta rozchyliły się delikatnie i spojrzała kątem oka na Arna. Élise nosiła taki sam.
Zaraz po niej zawołano imię Arna, który również był zdziwiony. Kto mógł mu kupić jakikolwiek prezent? Tylko Alex, ale ona miała dużo innych osób na głowie. Dostał kopertę i zapakowane w ozdobny, granatowy papier pudełko. Usiadł i ostrożnie rozpakował najpierw kopertę. Zauważył dziecięce pismo, a na końcu wiadomości rysunek podpisany „Ola i Arno”. Przeczytał list i uśmiechnął się pod nosem. Ada niewątpliwie miała niesamowitą wyobraźnię. Choć kiedyś sam fantazjował o tym, że mógłby być z Alex
Po przeczytaniu listu otworzył pudełko, w którym było mniejsze granatowe, welurowe pudełeczko i jasnoniebieska koperta.
Cóż, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, co Ci podarować. Nie wiedziałam, co mogłoby sprawić Ci radość równą tej, którą czułeś, gdy byłeś z Élise lub kiedy twój tata był przy tobie.
Wtedy znalazłam to. Musiałeś go kiedyś u mnie zostawić, a ja, gdy wróciłam do Anglii, przez przypadek go ze sobą wzięłam i znalazłam go, dopiero gdy przeszukiwałam szufladę z papierami.
Oddałam go do zegarmistrza, mimo że bałam się, że nie zdąży go naprawić na czas. Ale udało się i mam nadzieję, że widok tej pamiątki przyniesie Ci choć odrobinę tej radości, którą utraciłeś przez wydarzania z ostatnich lat.
Twoja wariatka,
Alex.
III
Kiedy wszyscy poszli, a Alois i Léon poszli do łóżek, zaczął pomagać Alex w sprzątaniu stołu. Znosił ze stołu jedzenie, które wkładał do lodówki oraz naczynia, które Alex płukała i wkładała je do zmywarki.
— Poprosiłaś Mirabeau, by przebrał się za Świętego Mikołaja?
— Mhm — mruknęła z uśmiechem. —Otwierałeś prezent? — spytała, wkładając ostatni talerz.
— Nie — szepnął. — Chciałem to zrobić, gdy będziemy sami. Bałem się, że się rozkleję.
Wyjął z marynarki niebieskie pudełeczko i kiedy nabrał powietrza, otworzył je. W środku, tak jak przewidywał, był zegarek jego ojca. Tak naprawdę jedyna pamiątka, która mu po nim pozostała. Otworzył klapkę zegarka i przejechał po szkiełku palcem. A potem spojrzał na Alex, która stała ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje dłonie. Bez nawet chwili zawahania się objął ją i pociągnął nosem. Wtuliła twarz w jego pierś i objęła go, wtulając się w niego. Wdychała zapach wina i jego perfum. Wtapiała się w jego ciepło, nie chcąc go puścić. Bała się, że straci tego Arna; radosnego, uśmiechniętego, pełnego życia. Że znów wróci do otchłani rozpaczy, z której nie będzie umiała go wyciągnąć.
— Już nigdy, przenigdy tam nie wracaj — mruknęła.
Nawet nie miała pojęcia, że w chwili, gdy trwali w uścisku, zaczęli się kołysać do Watching for Comets Skillet, które zaczęło lecieć z jej telefonu. Po prostu samo się to wydarzyło.
— Gdzie?
— Do miejsca, w którym byłeś dwa miesiące temu.
Zaśmiał się ponuro.
— Postaram się.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńWiem, że z opóźnieniem i to sporym, ale miałam spodziewanie niespodziewany wyjazd do Ekwadoru XD
Tak wiem, że to zawiłe ale taka też była ta propozycja, gdy ją dostałam.
Nie miałam nawet zbyt czasu wstawienie swojego rozdziału wcześniej, czy skomentowanie i przeczytanie Twojego kolejnego wspaniałego jak zawsze opowiadania :)
Komentując jednak piąty rozdział to porównanie choinki w Polsce do makijażu Drag Queen było bezcenne i zabawne :)
"W polskiej choince, tak jak w makijażu Drag Queen, nie istnieje coś takiego jak „za dużo”"
Jednak pomimo zabawnego porównania jest ono niezwykle trafne XD
Kolejna sprawa, która mnie rozczuliła to liścik Alex do Arno w związku z prezentem tj zegarkiem, który dla niego oddała do naprawy. Rozczulający pomysł i miło ze strony Alex.
Czekam na dalsze części!
Uściski i buziaki :*