I
Przebudził się. Jego wzrok powiódł po meblościance, która stała przed kanapą. Jego usta wykrzywiły się w drobnym uśmiechu. Myślał, że to, że nie zaczęła na niego wrzeszczeć za to, że był u Élise i przyszedł wypłakać jej się całkowicie przemarznięty, przyśniło mu się. Myślał, że fakt, iż Alois, Léon i ona otoczyli go opieką i wsparciem to było tylko piękne marzenie, które tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło. Lub gorzej. Że go opuściła.
Na cmentarzu był prawie codziennie. Mówił do niej cicho, tam czuł, że jego ukochana go słucha, że jest przy nim, że go cierpliwie wysłuchuje. Tym razem mówił o Alex. O tym, jak bardzo mu pomagała przez ostatnie dni. A kiedy przeszedł na temat tego, że wie, że chciałaby, by był szczęśliwy, po prostu zaczął płakać. Jak małe dziecko. Tęsknota była zbyt duża, a środki, by jej zapobiec były nie do wykonania. Była teraz Alex, która, jak się spodziewał, prędzej poświęciłaby całe swoje życie, by mu pomagać, niż pozwoliła, by ze sobą skończył.
Spojrzał na nią. Spała obok niego; jej włosy przysłaniały jej twarz, puchaty koc okrywał jej ciało, gdy trzęsła się z chłodu, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. Odgarnął włosy z jej warzy, by jej nie przeszkadzały. Przez jego głowę przeszedł szalony pomysł, który nagle go sparaliżował. Cóż, dla niego szalony. Ona zapewne potraktowałaby to jako coś zwykłego.
Zagryzł lekko dolną wargę, czuł zawstydzające ciepło na policzkach. Kiedy uniósł rękę, ta zaczęła się trząść. Kiedy ona to robiła, nie wahała się nigdy. A on? Bał się. Co się stanie, jeśli się obudzi? Zacznie na niego wrzeszczeć? Spyta, co robi? Dlaczego ją dotyka? Co jej odpowie? Pewnie nic. Zawsze, gdy tak było, nie potrafił odpowiedzieć, brakowało mu słów i języka w gębie.
W końcu jednak udało mu się to przezwyciężyć. Jego ręka owinęła się wokół jej ramion. Kiedy wtuliła się w niego z drobnym uśmiechem, wypuścił oddech, o którego ugrzęźnięciu w jego gardle nawet nie wiedział, a który wraz z uświadomieniem sobie, jak bardzo przyjemne było czuć ją obok siebie, stał się drżący. Czuł, jak jej ciało dodatkowo go ogrzewa, jej ciepły oddech na swojej szyi, przez który przeszywały go przyjemne dreszcze. Poczuł się jak wtedy, gdy jako nastolatek zaczął umawiać się z Élise. To było dokładnie to samo uczucie, jak wtedy, gdy pierwszy raz spali w jednym łóżku. A Alex zaczęła wypytywać, czy aby na pewno na samym spaniu się skończyło. Zaskakiwało go to, jak mówienie o takich rzeczach jej nie zawstydzało. On zaraz robił się czerwony jak burak i ledwo potrafił cokolwiek powiedzieć przez bełkot.
Położył się na plecach. Jej głowa wygodnie wtuliła się w jego pierś, pięść zacisnęła się na jego koszulce, a noga zahaczyła o jego. Kącik jego ust mimowolnie się uniósł, a łza spłynęła po jego policzku, gdy zdał sobie sprawę, jak dobra była dla niego. Zbyt dobra. Inni, nie widząc poprawy, już by sobie odpuścili. A ona od kilku dni przy nim trwała i była dla niego niesamowitym wsparciem. Co on by zrobił, gdyby go wtedy nie znalazła? Skoczyłby? Czy uznałby, że może jednak nie da rady? Za bardzo bałby się i wykorzystałby inną metodę? Na przykład przedawkował leki? Lecz ona się pojawiła. Jak jego anioł stróż, który odciągnął go od tego pomysłu i teraz czuwała nad nim.
Przymknął oczy. Mógł sobie pozwolić na to, by pospać trochę dłużej niż zazwyczaj. Przekrzywił głowę tak, by jego policzek oparł się o czubek jej głowy. A po chwili poczuł wyraźny zapach frezji, piwonii oraz jaśminu. I już wiedział, że jest w niebie.
II
Późnym popołudniem odwieźli Léona do sierocińca. Alois był u sąsiadów, a Alex została zaproszona przez Catherine na wypad do restauracji z fast foodami, która gdy tylko dowiedziała się, że Alex i Arno znów się spotkali, zaczęła piszczeć tak głośno, że dziewczyna musiała odsunąć komórkę od ucha, a Arno był w stanie ją usłyszeć, mimo że głośnika przy uchu nie miał. Alex, zapytawszy, czy może wziąć ze sobą Arna, wskoczyła z nim jeszcze do jego mieszkania, by się ogarnął i wyruszyła z nim w miasto.
Z Catherine nie widziała się na żywo od dwóch lat. Razem ze swoim mężem wyjechała do Paryża jeszcze wtedy, gdy Alex była w Anglii. Pisały ze sobą, dzwoniły oraz rozmawiały przez kamerkę, ale nie miały ani czasu, ani możliwości, by wyjść razem w miasto czy gdziekolwiek indziej, by spędzić ze sobą czas.
Kiedy weszli do budynku, czerwonowłosa poczuła, jak ktoś niemal wskakuje na jej plecy. Zaśmiała się cicho i odwróciła, witając się z przyjaciółką. Tobias, mąż Kate, przywitał Arna, podaniem sobie dłoni, a Alex przytulił delikatnie. Zamówili sobie jedzenie i czekając na nie, zajęli miejsca.
— Słuchaj, stara, jest drama — powiedziała Kate, gestykulując przy tym.
Alex podparła głowę na ręku, patrząc na nią z zainteresowaniem.
— Opowiadaj.
— No i się zaczyna. — Westchnął Toby. — Teraz przez trzy godziny będą obrabiały dupę Christianowi i Madeleine.
— Nie, kochanie. Tym razem drama z Antoinette. — Jego żona odchrząknęła.
— A nie Elsą? — spytała Alex. — Gadaj!
Arno zaśmiał się cicho i zaczął się przysłuchiwać temu, o czym rozmawiają przyjaciółki. On i Tobias podczas ich płomiennej rozmowy, opartej głównie na krzykach, co chwilę wybuchali śmiechem, śmiejąc się z reakcji Polki, które były zlepkiem min, wybuchów śmiechu, gestykulacji i ciętych, wymierzonych w punkt ripost.
— Nie sądziłem, że Antoinette aż tak się stoczyła — mruknął, mieszając kawę w filiżance.
— To jeszcze nic, Francuziku! Słuchaj. — Catherine odgarnęła włosy do tyłu.
— Kate, kochanie, nie niszcz mu życia — odezwał się Toby, który wrócił do nich po odebraniu swojego zamówienia.
Usiadł obok swojej obrażonej partnerki, która była zajęta jedzenie hamburgera i pocałował ją w policzek. Alex cicho zachichotała, zasłaniając usta dłonią. Przyjaciółka dziewczyny natychmiast wyjęła telefon i szybko coś napisała. Poczuła wibracje telefonu. Zmarszczyła brwi i wyjęła go, odczytując wiadomość od Catherine: „Stara, jak on na ciebie patrzy!”. Uniosła wzrok i jedną z brwi. Kate przewróciła oczami i znowu coś napisała. Spuściła z powrotem wzrok na wyświetlacz. „Arno”. Alex spojrzała na niego kątem oka. Przyszła kolejna wiadomość od brunetki: „Trzeba było patrzeć wcześniej, małpo jedna”. Tym razem to czerwonowłosa przewróciła oczami, chowając telefon do kieszeni.
— Kurna, zjadłabym jeszcze dodatkowe lody — żachnęła się, dokańczając pierwszą porcję.
— A potem będę wysłuchiwał „Eee… jaka ja jestem gruba…”, „Muszę przejść na dietę…” — Toby przedrzeźniał ją.
— A wcale, że nie!
— A wcale, że tak.
— Zamknij się!
Arno i Alex zaczęli cicho chichotać z małej kłótni między Kate a Tobym.
— Bo co?!
— Bo dostaniesz w ten swój pusty łeb.
— Wałkiem czy patelnią?
— Wałkiem i patelnią! — podkreśliła, a Alex i Arno wybuchli nieopanowanym śmiechem.
Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu, wciąż się śmiejąc ze sprzeczki Toby’ego i Kate, a Arno położył swój policzek na czubku jej głowy. Żona mężczyzny podparła swoją głowę na ręku, patrząc na nich z niezwykłym zauroczeniem.
— Pasujecie do siebie idealnie — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. — Bylibyście perfekcyjną parą.
Arno i Alex zamilkli i odsunęli się od siebie. Na policzkach mężczyzny pojawił się ciemny rumień, a Alex spuściła wzrok z zawstydzeniem. Dziękowała Bogu, że nałożyła na twarz dobrze kryjący podkład. Tylko Kate i Arno potrafili ją zawstydzić do tego stopnia, że jej policzki nabierały delikatnego, ledwo widocznego różowego koloru.
— Jak się Alice dowie, to padnie trupem ze szczęścia — pisnęła.
— Nie zawstydzaj ich.
Przed jej wyjazdem, nawet kiedy był z Élise, zdarzało mu się myśleć, jak to byłoby, gdyby zdecydował się z nią być. Ten pomysł równocześnie go przerażał i podniecał. Palił i mroził. Sama myśl o tym, że mógłby ją dotknąć, pocałować, bez skrępowania przytulić jak swoją partnerkę, wywoływała u niego dziwne, ale przyjemne ciepło po lewej stronie jego klatki piersiowej. A kiedy przyłapywał się na myśleniu o tym, jak brzmiałby jej chichot, gdyby obdarowywał ją wyszeptanymi komplementami, samoistnie uśmiechał się i czerwienił. A samo zbyt długie patrzenie na nią powodowało, że czuł się jak skończony idiota.
III
Myślał o tym koszmarze cały czas. Nie spał, od kiedy ten straszny sen go obudził. I od tamtego czasu też wył, zaciskając zęby tak mocno, że zaczynały go boleć. Zadzwonił do niej. Nie odebrała. Zaczął bać się jeszcze bardziej, zaczął płakać jeszcze mocniej. A kiedy oddzwoniła, nie miał już siły, by odebrać. A potem odpisać na wciąż przychodzące wiadomości, których dźwięk słyszał non stop.
Zacisnął pięści, trzymając w nich poduszkę. Usłyszał przekręcanie klucza, którego kopię dał jej na wszelki wypadek, a potem poczuł ramiona, które owinęły się wokół niego i zapach jaśminu, frezji oraz piwonii. Nie musiał się nawet prosić o to, by przyjechała. To utwierdziło go tylko w przekonaniu, że była dla niego zbyt dobra.
Mijały długie minuty. Pierwszy raz poczuła się naprawdę bezradna. Żadne słowa, czy gesty nie pomagały. Nie chciał jej nic mówić, a próby uśpienia go, nie przynosiły żadnego skutku, a jedynie powodowały większą panikę. Sama zaczęła płakać. Z bezsilności, żalu, że nie mogła nic zrobić. Słowa były tylko słowami, a czyny — tylko czynami. Nie była w stanie mu pomóc.
— Alex, proszę cię, nie płacz — mówił, gdy po jego policzkach spływały całe wodospady łez. — Nie mogę patrzeć, jak płaczesz. Sama myśl o tym, że płaczesz przeze mnie, zabija mnie.
Położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się przez łzy.
— Nie płaczę przez ciebie, głuptasie. — Przejechała dłonią po jego włosach. — Poczekaj chwilę, dobrze?
Kiwnął głową, a ona pochyliła się, całując go w czoło. Potem wstała z łóżka i wyszła z sypialni, zamykając drzwi i siadając na kanapie w salonie. Wyciągnęła telefon i szybko wykręciła odpowiedni numer.
— Cześć, wiedźmo. Co tam? — Usłyszała w słuchawce.
— Daniel, powiedz, że jesteś we Francji. W Paryżu. Najlepiej w centrum — mówiła, a jej głos łamał się przy każdym słowie.
— Stało się coś?
— Potrzebuję cię. Teraz. Mój przyjaciel potrzebuje pomocy, a ja już nie wiem, co robić. Miałam do ciebie zadzwonić wcześniej, byś mi trochę pomógł, ale nie miałam do tego głowy. — Pociągnęła nosem.
— Daj mi adres.
Podała mu szybko odpowiednie dane i pożegnawszy się, rozłączyła się. Wróciła do Arna. Patrzył pustym wzrokiem na sufit. Wciąż płakał. Nie była w stanie patrzeć na niego, gdy był w takim stanie. Wolała go widzieć uśmiechniętego, radosnego, roześmianego. Tak jak dzisiaj w takcie spotkania z Kate i Tobym.
Usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń, przejeżdżając kciukiem po jej wierzchu. Otarła łzy ze swoich policzków i pociągnęła nosem. Ucałowała czule jego czoło i wplątała palce w jego włosy, masując jego głowę.
Nie chciał, by płakała dlatego, że nie mógł poradzić sobie z jednym koszmarem. Ale sama myśl o tym, że mógłby ją kiedykolwiek stracić, łamała mu serce. Kilka dni wystarczyło, by nie mógł sobie wyobrazić braku jej w jego życiu. Że mógłby nie mieć kogokolwiek, kto by mu pomógł. Kto byłby w momencie, gdyby tego potrzebował. Było to dla niego nie do pomyślenia.
Kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi, Alex wstała i otworzyła. Nie mogła się powstrzymać, by nie zacząć się śmiać. Jej były psycholog, teraz przyjaciel, w piżamie, która wyglądała jak Pikachu, w czarnych skarpetach i różowych, włochatych kapciach. I nagle cały fakt, że jak na czterdziestokilkuletniego mężczyznę był całkiem przystojny, szlag trafił.
— Przyznaj się, komu zapieprzyłeś kapcie?
Spojrzał na dół.
— Pewnie Eve, bo jak na Annie, to są za duże — mruknął, rozsuwają suwak i stając przed nią w koszuli i dżinsach. — Gdzie jest?
— W pokoju. Kompletnie załamany.
Mężczyzna kiwnął głową i po tym, jak powiedział Alex, by została w salonie, wszedł do sypialni, by zacząć sesję z Arnem.
Usiadła, garbiąc się i spuszczając głowę w dół. Tak bardzo się cieszyła, że miała na tyle wyrozumiałego i dojrzałego syna, by zrozumiał, że Arno potrzebuje jej oraz pomocy i musiała natychmiast do niego jechać. Miała mu wszystko powiedzieć następnego dnia.
Zacisnęła dłonie w pięści. Miała ochotę się poddać. Chciała się zająć swoimi problemami, wydaniem pierwszej w swoim życiu gry, na tym, żeby pozbierać swoją psychikę po tym, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Ale nie mogła. Chciała walczyć o to, by Arno czuł się lepiej. Nie chciała być jak ci, którzy widząc brak poprawy, odwrócili się od niego, zmęczeni jego stanem. Miała zamiar o niego walczyć. Walczyć jak najdłużej. Nie po to była Polką, by się poddawać. Żołnierze walczyli za kraj, ona będzie walczyła za swojego przyjaciela. Choćby miała ponieść wiele klęsk.
Kiedy wciąż rozmyślała, Daniel wyszedł i usiadł obok niej.
— I co? — spytała, wciąż patrząc w dół.
— Wyrzucił z siebie wszystko, co leżało na sercu, ale prosił, bym nic ci nie mówił — rzekł, a Alex wyprostowała się, po czym oparła o wezgłowie kanapy.
— To może mi chociaż powiesz, jak mogę mu pomóc?
— Alex, wiesz, co musisz teraz zrobić? — spytał, a ona spojrzała na niego. — Nie opuścić go tak jak inni. Bo największą pomocą dla niego będzie sama twoja obecność i wsparcie.